piątek, 21 sierpnia 2015

Cholerna, zapyziała dziura! Tfu... I cholerny plusz wszędzie. – Suryn

   Nad Dwoma Jeziorami zapadła już noc, zanim Suryn zdążył się zszyć. Misiowi strasznie długo zajmowało wyciąganie z worka elementów swojej głowy i odpowiednie ich dopasowywanie.
Po godzinach męki i pracy igłą oraz brązową nitką, w końcu był cały, chociaż nici były trochę kiepskiej jakości, mało wytrzymałe. Lecz nareszcie mógł wygramolić się z pokoju, w którym miała spać Ewa i trochę pooglądać nowe krajobrazy. Wymknął się cichaczem z rezydencji, kiedy wszyscy już spali. Po cichu stoczył się po schodach (zszedłby normalnie, ale potknął się o kapcie), bezszelestnie wyskoczył przez okno, a następnie ruszył leśną drogą do wioski. Nic a nic nie działo się w tej wiosce nocą. Nie paliło się żadne światło, żaden człowiek nie lazł drogą przez ciemności. Miś miał mętlik w głowie, nie wiedział co robić. Wtedy spłynęło nań cudowne, jasne oświecenie.
– Muszę znaleźć kościół. – Wyszeptał do siebie miś, stojąc pośrodku wioski.
   Od tego momentu ruszył prowadzony Bożą mocą, jakby wiedział, gdzie się ten przybytek znajduje. Po około półgodzinie doszedł nad jezioro, którego woda była czarna, poza drobną srebrną plamą księżycowego światła. Na dosyć wysokim brzegu, Suryn zatrzymał się. Pan przestał go kierować.
Łaził po całym klifku i szukał czegokolwiek przez pół godziny. W końcu zorientował się. TO był kościół. Patrzył pod nogi na prześwitujące spod błota resztki muru, niegdyś czerwone cegły, teraz szarobrązowe od wielowarstwowej pokrywy z błota. Po kościele pozostało wyłącznie wspomnienie,  tylko resztki. Zero tablic upamiętniających, zero jakiejkolwiek informacji, zero czegokolwiek. Nikt nie próbował go nawet odbudować! Surynowi natychmiast zbrzydł pobyt w tej zabitej dechami dziurze. Pochylił się nad wodą, patrząc w dół. Jego przenikliwy wzrok przebił się przez wodę i ujrzał mnóstwo cegieł i trochę zabudowań. Głównie jednak cegieł.
– Przeklęci szubrawcy! Psubraty! Niegodni! Niewierni! Poganie! – Darł się tak, że słychać go było w całej wiosce. Na tym spokojnym dotychczas odludziu, w środku nocy coś zaczęło się dziać. Ludzie zaczęli palić nocą światła w oknach, bo coś krzyczało. To "coś" miało przejść do historii Dwóch Jezior jako Duch Ojca Piotra, który nocami klnie na ludzi, za to, że nie odbudowali kościoła. I oczywiście matki straszą nim dzieci. Jednak wróćmy tu i teraz. Suryn pochylał się nad przepaścią, złorzecząc, gdy spod stóp usunęło mu się błoto. Zaczął lecieć w dół do wody.
– MĘTY! SZUMOWIIINYYYY!!! – Teraz już cała wioska była na nogach.
CHLUST!
Miś wylądował w wodzie. Nasiąkł tak, że zmienił się w nurka, który musiał iść po dnie, żeby dojść do domu. Na brzegu, uwalony piachem, zaczął przedzierać się przez las. Nisko wiszące gałęzie krzaków szarpały jego futro, krzaki jeżyn próbowały uwięzić go by nie doszedł do domu.
– Diabelskie miraże... Szatańskie zwody... Plugastwo... – Mruczał miś.
 W końcu doszedł do rezydencji. W wielu oknach paliło się światło, pomimo późnej pory.  Okno było otwarte na uchył i Suryn musiał się powspinać. Przy wpadaniu do środka, skrawek futra z pleców zahaczył o ramę.
TRRRRRACH!
Na dywan spadły osobno głowa i tułów, wszędzie leżał plusz. Suryn stracił świadomość. Widział starego diabła, dziadka Lucyfera, tfu... plugawe imię, kładącego go na biurku. Rano był już zszyty mocną, szewską dratwą. Choć i tak miał już dość tej cholernej dziury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz