czwartek, 21 kwietnia 2016

Dzień Jakuba – Rozmowa o aborcji.

O godzinie szesnastej udało mi się w końcu wrócić z pracy. Nienawidzę kiedy to durne babsko spieprzy wypełnianie protokołów sprzedaży! Potem ja muszę to poprawiać. Jedyną dawkę radości zapewniło mi opierdolenie jej wzdłuż i wszerz przy wszystkich pozostałych pracownikach. O, tak. Czułem jak pojawia się na mojej twarzy mimowolny uśmieszek. A jeszcze mała nocuje dzisiaj u koleżanki. Jak ona się nazywała? Daisy? Daniele? Chyba na "d". A może na "e"? E, nie ważne. Ważne, że miała ładniutką mamusię...  Skierowałem kroki w stronę sypialni, żeby się przebrać. Wreszcie piątek! Nagle, poczułem jak grunt usuwa mi się spod nóg. Czy raczej, że spod nogi usuwa mi się album z kolorowankami. Wykonałem jakiś komiczny, paranarciarski rozkrok. Przy okazji uderzyłem prawym kolanem idealnie w kant stołu.
– Oż, kurwa! – Sapnąłem przewracając się bokiem na podłogę.
Kolano bolało niemiłosiernie. Leżąc z twarzą przy podłodze, dostrzegłem rozrzucone kredki, lalki i książeczki do kolorowania. Czy ten bachor nie mógłby po sobie czasem sprzątać? Ile lat będę jeszcze musiał kłaść jej do głowy, żeby sprzątała zabawki?! Pozbierałem się i ostrożnie stąpając wszedłem do sypialni. Rozwiązałem krawat, zdjąłem marynarkę i rzuciłem teczkę na łóżko. "Hmm... Dzieciaka nie ma." – Pomyślałem i rzuciłem skarpetki w kąt pokoju. Od razu poczułem się lepiej. Odpaliwszy odtwarzacz CD, zacząłem zbierać zabawki i wrzucać je do szafy w pokoju Ewy. Nie, nie do szafy Potworki. Do zwyczajnej szafy. A właśnie, gdzie też się ona podziała? Pewnie jest u Balzaela. Suryna dziewczynka zabrała ze sobą, czyli mam całkowity spokój dzisiejszego wieczora. No, to czas zadzwonić po Matyjasza.
– Może dzisiaj zagramy w karty? – Rzuciłem do słuchawki, gdy usłyszałem, że odebrał.
– Pewnie. Już idę. – Odparł.
Wyjąłem wysłużoną talię kart z barku i zimne piwo z lodówki. Do wódki przejdziemy później. Matyjasz zapukał, po czym od razu wszedł. Norma. Zwykle mi to przeszkadzało.
– W co gramy? – Zapytał siadając.
– Może w pokera? A potem w wista?
– Okey.
 Przez jakiś czas graliśmy w ciszy, popijając piwo i od czasu do czasu rzucając bluzgi lub wydając dźwięki radości.
W końcu Mat zapytał:
– A tak w ogóle to co sądzisz o tym, co się dzieje u ciebie? W Polsce?
– W sensie?
– No, to z aborcją.
– Pojebało ich, ot co. Chyba nie myślą, że to przeforsują?!
– Czyli jesteś za aborcją? – Zapytał lekko zdziwiony.
– A czemu mam być przeciw? –Teraz ja się zdziwiłem.
– No... Bo twoja córka jest z gwałtu...
– I?
– Więc myślałem...
– Gdybym wiedział, że zaszła w ciążę... – Przerwałem mu, ale zawahałem się. – A z resztą, to i tak byłaby jej decyzja.
– Ludzkie odruchy? U ciebie?
– Zabić po pijaku to jedno. Ale to i tak jest decyzja kobiety. – Stwierdziłem, a po namyśle dodałem: – A ona zawsze była silna... Nigdy się nie poddała. No bo powiedz, jaką odwagę trzeba mieć, żeby jak gdyby nigdy nic przyjść do mieszkania kogoś, kto...
– Nie musisz kończyć.
– Wiem. I tak bym nie dokończył.
Po czym coś przyszło mi do głowy.
– A co ty o tym sądzisz? I jak to wygląda z twojej perspektywy? Wiesz, opinia Ponurego Żniwiarza powinna rozstrzygnąć spory moralne.
– Nie mam nic przeciwko. W moich czasach też się spędzało płody. Niby godziło to w chrześcijańskie wartości, ale nigdy się tym nie przejmowałem. Czasem ludzie mówili, że to źle, czasem, że dobrze. W sensie, że źle lub dobrze, że spędziła płód. A jeśli chodzi o drugie pytanie... Najbliżej prawdy jest Islam, czyli dusze odprowadzam dopiero po czwartym miesiącu ciąży. Plus-minus.
– Acha. Ważne, że to nie chrześcijanie mają racje, krzyżowcy pieprzeni...
– Ty naprawdę bardzo ich nie lubisz.
– Nie lubię przedstawicieli żadnych religii. No, Hassana lubię, ale z nim nigdy nie rozmawiamy na takie tematy.
– Ponieważ?
– Ponieważ byśmy się pozabijali. No dobra, przechodzimy do wódki. Pijmy, póki małej nie ma.