poniedziałek, 22 czerwca 2015

"Zramolały? Ja ci dam zramolały! Czy ty wiesz co to jest waterboarding?"

Lucyfer Szczypczyk
|| Starszy, ułożony przestępca. ||
 || Lat 62 || Światowiec ||
Chłopiec urodzony w starej, wiejskiej rodzinie. Sprytny, porywczy młodzian, który na studia trafił do
dużego miasta. Żadnych studiów nie ukończył, bo do 26 roku życia był członkiem mafii. Dobrze strzelał, zabijał, walczył. Aż kula policjanta utkwiła mu w biodrze. Nie zgodził się na szpital. Jego jedyną pomocą medyczną była półetatowa pielęgniarka mafii, z którą się ożenił i powrócił do wsi Dwa Jeziora. Otworzył swoją fabrykę broni, która po kilku latach stała się koncernem międzynarodowym.
Ma dwóch synów i jedną wnuczkę. Po śmierci żony przeżywa kryzys wieku starszego.

Szczegóły, których nikt nie zna :
Lucyfer nie jest jego prawdziwym imieniem. Początkowo to była jego ksywa w gangu. Gdy miał siedemnaście lat, zmienił jednak imię w urzędzie.
– Nazwa jego firmy to Lead Farm. Co znaczy "Farma ołowiu". Nawyk z czasów młodości.
–  Obaj jego synowie złamali prawo. Tatko jest dumny!
 



środa, 17 czerwca 2015

Dzień Lucyfera - Odkryta tajemnica. Cz.2

– Dlaczego Ewa musiała wyjść, żebyśmy pogadali? I dlaczego wykopałeś ten kłębek? – Zapytałem.
– To raczej ty miałeś mi coś powiedzieć, prawda? – Odpowiedział.
– No, to słuchaj... – Potrzebowałem nabrać powietrza i przemyśleć co powiem. – Zabrałem ci te akta, bo potrzebowałem...
– Ukryć wszelkie dowody twoich badań genetycznych przeprowadzonych w pierwszej dekadzie istnienia firmy.
Nie byłem w stanie nic powiedzieć, a on ciągnął.
– Chodziło o projekt o kryptonimie "Nowy Świt".
– Ty wiesz...? – Wydukałem.
– Kiedy zabrałeś akta, wiedziałem, że to coś ważnego, coś co próbujesz ukryć. Jesteś moim ojcem, więc potrafię cię rozgryźć.
– Ale...
– Chodzi ci o to, że usunąłeś wszystkie informacje, dotyczące twojego problemu z głównego serwera firmy?
"Skubany, rozpracował mnie lepiej niż się spodziewałem." – Pomyślałem.
– Zrobiłem research i wydrukowałem wszystkie ważniejsze dane z terminala oddziałowego, poprzez podłączenie kabla głównej sieci. Zdążyłem dokładnie pół godziny przed czystką informacyjną.
– Ty... Ty... – Wyjąkałem.
– Opowiadaj. Wszystko.
– Ech. No dobrze. – Nabrałem powietrza i zacząłem. – W laboratorium w Dwóch Jeziorach wyprodukowaliśmy zmodyfikowany gen. Na kim można było łatwiej go wypróbować niż na moich własnych dzieciach? A propos, wiesz, że Florian wychodzi z paki za tydzień?
– Nie zmieniaj tematu. – Rzucił.
– Ufff... Mieliście być szybsi, silniejsi i mądrzejsi od przeciętnych osób w waszym wieku. Pomysł był jednak porażką. Klapą. Gen nie uaktywnił się, więc nic się nie zmieniło. Poza tym, że obaj prawie zostaliście zamknięci.
– Nie sądze, że to zasługa genu, tatusiu. Nie tego zmutowanego.
– Szanuj ojca swego! A jednak – po dwudziestu dwu latach – sukces! Jakimś sposobem przekazałeś gen swojej córce, a ten uaktywnił się prawie od razu. Podejrzewałem, że zaczniesz grzebać, więc...
– Przynajmniej wiem, dlaczego przeskoczyła dwie klasy i ma przebłyski świadomości nastolatki.
– No...
– Czy mama wiedziała?
– Nie.
– Zdajesz sobie sprawę, że masz o tym powiedzieć Florianowi? Jeśli nie ja mu powiem.
– Ja sam powiem. – Przerwałem. – Wiesz, muszę już lecieć jeśli mam zdążyć na samolot.
– Może wpadniemy z Ewą na wakacje...
    Po raz pierwszy od lat się uśmiechnąłem. Szczerze.

Dzień Lucyfera – Odkryta tajemnica. Cz.1.

Jak można zauważyć, z ostatniego posta Ivy wyszło wiele niejasności. Ten post ma za zadanie wyjaśnić ich część. Dedykuje go głównemu korektorowi bloga, strażnikowi poprawnej pisowni, łowcy literówek. W skrócie – dziękuję BolkoSRC.

    Samolot wylądował o piątej. Blond stewardessa puściła do mnie oko, gdy opuściłem samolot i zacząłem schodzić po schodkach. Pół godziny później, byłem już pod drzwiami Jakuba. Myślę, że wszyscy śpią, bo walę tak, że obudziłem już cały budynek oprócz nich. Wtedy schodami nadszedł mężczyzna, może trzydziestoparoletni, o czarnych włosach.
– Dzień dobry. – Powiedział.
– Dzień dobry. – Odburknąłem pod nosem, wciąż waląc w drzwi.
– Pan jest Lucyfer... Tato Kuby?
Przestałem walić i spojrzałem na niego.
– Skąd wiesz? – Spytałem lekko zdziwiony.
– Mówił mi. Może pan walić ile pan chce, drzwi są dźwiękoszczelne. Mam zapasowy klucz, otworzę panu.
– Naprawdę?
– Mhm. – Burknął.
     Po kilku sekundach drzwi stały otworem, a nieznajomy schodził z powrotem. Pomimo wczesnej pory, w mieszkaniu panował pełny ruch. Kuba stał w kuchni i robił imitację jajecznicy. Ewa siedziała na kanapie przed telewizorem. Miś i toto drugie tałatajstwo tarzali się po podłodze.
– Cześć. – Rzuciłem.
– Cześć! – Krzyknęła Ewka, nie odrywając się od telewizji.
Jakub odwrócił się do mnie i zastygł. Papka zaczęła dymić, ale ignorował to.
– Tato, coś ty sobie zrobił?! – Krzyknął, a niby akompaniament do jego słów, breja buchnęła płomieniem, który od razu zgasł.
– A wiesz... Siwe włosy łatwo się farbuje, a operacja plastyczna w dzisiejszym świecie...
– Popieprzyło cię na starość?! – Przerwał mi. – Co jeszcze sobie zrobiłeś? Chociaż wiesz, nie odpowiadaj. – Powiedział, zdrapując czarne jajko z patelni łopatką.
– Chciałem cię przeprosić za tamte akta...
– Przewróciłem dom do góry nogami! – Krzyknął. –Myślałem, że się zgubiły, ale nie! To po prostu mój tatuś specjalnie wpadł z Polski na pół godziny i zabrał akta.
   Rzucił na blat patelnię z przyczepionym jajkiem i szpachelką, która utknęła w mazi.
– Ewa do pokoju! – Krzyknął.
– Ale czemu ja?! – Odkrzyknęła płaczliwie.
– Bo ci każę! Już!
   Ewa spuściła głowę i wywlokła się z pokoju. Kuba zaś, podszedł do kłębiącej się dwójki i nogą przetoczył do łazienki. Drzwi zablokował fotelem, na którym usiadł.
– A teraz pogadamy. – Powiedział.


sobota, 13 czerwca 2015

Ivy - Ach, życie!

– Taaato! Jesteś w dooomuuuu?!
Cisza. Na to liczyłam.
– Pewnie jeszcze jest w pracy – powiedziałam, uśmiechając się do miłego chłopaka, który wchodził za mną do apartamentu.
– Wow. Ty tu mieszkasz?
– Taaa. No... Napijesz się czegoś?
Czarnowłosy chłopak pokiwał energicznie głową. Usiadł na kanapie, a z plecaka, który położył na podłodze, zaczął wyjmować książki. Ja w tym czasie weszłam do kuchni. Wyciągnęłam z szafki dwie szklanki i swój ulubiony porzeczkowy sok z lodówki. Już chciałam wrócić do pokoju, kiedy w drzwiach stanęła Igzli.
– A co to za chłopaczek u nas w salonie? Sssmacznie wygląda.
– Na imię mu Jake. Nie jest w twoim typie – puściłam przyjaciółce oko i wyminęłam ją.
– Od czego zaczynamy? – zapytał brunet, kiedy nalałam nam soku. Zajrzałam do książki. Mimo że przeskoczyłam dwa poziomy i byłam najmłodsza w klasie, już dawno przerobiłam większość podręczników. Na tle znudzonych dziesięciolatków wypadałam całkiem nieźle. No i mogłam dawać korki, co było niezłym sposobem na zbieranie kasy.
– To zależy w czym czujesz się mniej pewnie. Może najpierw skupmy się na podstawie, a potem spróbujemy coś trudniejszego, okey?
– Jasne.
Otworzyliśmy podręcznik na stronie z gramatyką. Wzięłam długopis i napisałam kilka prostych zdań. Potem podałam kartkę chłopakowi.
– Spróbuj. To nie takie trudne. Po prostu patrz według przykładu i...
– Masz ładny charakter pisma- stwierdził ni z tego, ni z owego. Uśmiechnęłam się, nie wiedząc co odpowiedzieć. Brunet zabrał się za tłumaczenie, kiedy za nami odezwał się głos:
– Ewo Anastazjo Szczypczyk. Czy twój ojciec wie, co robisz?
Jake odwrócił się, a jego źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia. No tak, raczej mało kto widział w życiu pluszowego misia, który ot tak chodził sobie po pokoju, pijąc Pepsi.
– Ale odjazd! Skąd go masz?
– Wiesz, tata dużo pracuje. Chciał mi to jakoś wynagrodzić..., – smutny głos, spuszczony wzrok, zawiedziony wyraz twarzy – klucz do sukcesu. Kłamstwo trzeba mieć we krwi.
– Przykro mi.
Już chciał coś powiedzieć, kiedy usłyszałam szczęk zamka, a potem dźwięk otwieranych drzwi. Natychmiast zerwałam się z miejsca i zarzuciłam ojcu ręce na szyję. Tata przytulił mnie, a potem odstawił na ziemię.
– Co to za podejrzany przypływ czułości?
– Wiesz przecież, że cię kocham, tatusiu. Wiesz, prawda?
– Tak, ale... – urwał na widok obcego chłopaka siedzącego na jego kanapie. W JEGO domu. Chłopaka, który prawdopodobnie był sam w pokoju z jego małą córeczką. – Ewa, kto to jest?
Pewnie musiałabym się nieźle tłumaczyć, gdyby nie to, że nagle coś w kuchni z niewiadomych przyczyn gruchnęło i trzasnęło. Tata zgromił mnie wzrokiem i udał się do kuchni.
– Wiesz Ivy, ja już będę uciekał. Zobaczymy się za niedługo?
– Oczywiście! – obiecałam. Chłopak zabrał swoje rzeczy, przytulił mnie na pożegnanie (!!!!!<3!!!!!!) i wyszedł. Westchnęłam.
– Ciesz się młoda, że tatulek tego nie widział – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i posłałam szeroki uśmiech Potworce.
– Dzięki za pomoc.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Zresztą, uwielbiam psuć mu mikrofalówkę. Nie wiem czemu. To takie zabawne.
I w podskokach opuściła salon.

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozmowy przy kieliszku.

Przy litrze wódki, wszyscy mówią coś, czego nigdy by nie powiedzieli. Naprawdę. Nie pijcie. To złe.

    Była sobota. Piękny, spokojny dzień. Dzisiejsze starcie dobra ze złem odbyło się o szóstej rano. Tym razem triumfowały zastępy Szatana. Suryn przeżył niezapomniane wrażenie – wypadł przez okno na dwunastym piętrze. Jeszcze nie wrócił. Chyba się wstydzi. W każdym razie – jest dwunasta, jesteśmy po śniadaniu, o dziewiętnastej przyjdą Matthew i Hassan. Kupiłem już litr czystej. Cudnie!
   Potworka siedzi przy komputerze w słuchawkach. Ewcia oglądała jakiś dziecinny program w telewizji. Dziecinny, NIE dla dzieci. Jakaś gówniana opera mydlana z Polski. " Na Wspólnej"? Nie. Coś innego. Seriale w kraju rodzinnym zawsze były syfem. Ewka ma zapewnioną opiekę u niańki. Tylko dwadzieścia dolarów + dycha za nocowanie. Żyć nie umierać.

***
    Dziewiętnasta. Dzwonek do drzwi.  To Hassan i Matthew. Hassan z butelką whisky, Matthew z flaszką... tego swojego paskudztwa. Miś wciąż nie wrócił, ale mam to gdzieś. Czas na party!
   Po pół godzinie leci trzecia kolejka i zaczynają się rozmowy. Niezwykłe rozmowy.
– A pamiętasz tamto lato? Jak je nazywałeś? Lato blond jeziora? – Rzucił Hassan.
–  Lato jeziora blondynek. – Poprawiłem i zacząłem wspominać.
Khe... – Kaszlnął Matthew. – Wiecie jaka sytuacja mi się przydarzyła ostatnio? – Od razu ciągnął dalej. – Znalazłem osiemdziesięciolatkę, która zmarła z powodu... papieru toaletowego. To było tak, że lazła uliczką, w której facet rozładowywał SUV'a ze zgrzewek papieru. Babuszka dostała, przewróciła się, a facet rzucał dalej. Udusiła się pod tym wszystkim.. – Po tak długiej wypowiedzi wziął kieliszek i jednym haustem zwilżył gardło.
– A wiecie... że mam brata? – Spytałem.
– CO?! – Krzyknęli obaj jednocześnie.
– No... Zerwałem z nim kontakt jak go zamknęli.
– Za co? – Spytał Hassan.
– Handel dziećmi. O ile piętnastolatek to dziecko.
– On sprzedawał dzieci? Skurwysyn! – Krzyknął Hass.
–A tam sprzedawał... Przymknęli go od razu.
    Wtedy zjawiła się Potworka. Zlustrowała scenkę spojrzeniem, po czym rzekła:
– Mogę napić się z wami?
– A zadziała na ciebie? – Spytał Matt.
– Nie, ale przyjemność jest.
– Siadaj i pij.
    Dwudziesta pierwsza. Dwunasta kolejka. Potworka siedzi z rozchyloną japą, a Hass leje prosto z butelki do jej paszczy. Trzask drzwi. Wparowuje Suryn. Wskakuje na stolik i wciska Potworce granat w gardło. Ścisk. Królowa szaf zamknęła paszczę. Natychmiast wytrzeźwieliśmy wszyscy trzej.
– GLEBA !!! – Krzyknąłem.
Ona nie wybuchła krwią, mięsem, flakami i kośćmi. Wybuchła czystym mrokiem. Lepką, czarną ciemnością, która przywarła do ścian, podłogi, sufitu, stołu. Suryn leżał w kącie kuchni z oderwaną łapą, ubabrany czernią.
– CZY TY JĄ ZABIŁEŚ? – Wydarłem się.
Wtedy z szafy, z pokoju córki dało się słyszeć krzyk. Potworny, przeszywający.
–Eeee... Myślę, że nie. – Odparował.
    Wtedy do mojego mózgu dotarł obraz ujebanej maziają kuchni. Podszedłem do szafki kuchennej i wyjąłem mopa.
– DO SPRZĄTANIA SZMACIARZU!

***

    Z samego rana kuchnia lśniła piękną czystością. Gdy wróciła Ivy nie dało się zobaczyć śladu wydarzeń z wczorajszej nocy.  Pić nie umierać.