piątek, 21 sierpnia 2015

Cholerna, zapyziała dziura! Tfu... I cholerny plusz wszędzie. – Suryn

   Nad Dwoma Jeziorami zapadła już noc, zanim Suryn zdążył się zszyć. Misiowi strasznie długo zajmowało wyciąganie z worka elementów swojej głowy i odpowiednie ich dopasowywanie.
Po godzinach męki i pracy igłą oraz brązową nitką, w końcu był cały, chociaż nici były trochę kiepskiej jakości, mało wytrzymałe. Lecz nareszcie mógł wygramolić się z pokoju, w którym miała spać Ewa i trochę pooglądać nowe krajobrazy. Wymknął się cichaczem z rezydencji, kiedy wszyscy już spali. Po cichu stoczył się po schodach (zszedłby normalnie, ale potknął się o kapcie), bezszelestnie wyskoczył przez okno, a następnie ruszył leśną drogą do wioski. Nic a nic nie działo się w tej wiosce nocą. Nie paliło się żadne światło, żaden człowiek nie lazł drogą przez ciemności. Miś miał mętlik w głowie, nie wiedział co robić. Wtedy spłynęło nań cudowne, jasne oświecenie.
– Muszę znaleźć kościół. – Wyszeptał do siebie miś, stojąc pośrodku wioski.
   Od tego momentu ruszył prowadzony Bożą mocą, jakby wiedział, gdzie się ten przybytek znajduje. Po około półgodzinie doszedł nad jezioro, którego woda była czarna, poza drobną srebrną plamą księżycowego światła. Na dosyć wysokim brzegu, Suryn zatrzymał się. Pan przestał go kierować.
Łaził po całym klifku i szukał czegokolwiek przez pół godziny. W końcu zorientował się. TO był kościół. Patrzył pod nogi na prześwitujące spod błota resztki muru, niegdyś czerwone cegły, teraz szarobrązowe od wielowarstwowej pokrywy z błota. Po kościele pozostało wyłącznie wspomnienie,  tylko resztki. Zero tablic upamiętniających, zero jakiejkolwiek informacji, zero czegokolwiek. Nikt nie próbował go nawet odbudować! Surynowi natychmiast zbrzydł pobyt w tej zabitej dechami dziurze. Pochylił się nad wodą, patrząc w dół. Jego przenikliwy wzrok przebił się przez wodę i ujrzał mnóstwo cegieł i trochę zabudowań. Głównie jednak cegieł.
– Przeklęci szubrawcy! Psubraty! Niegodni! Niewierni! Poganie! – Darł się tak, że słychać go było w całej wiosce. Na tym spokojnym dotychczas odludziu, w środku nocy coś zaczęło się dziać. Ludzie zaczęli palić nocą światła w oknach, bo coś krzyczało. To "coś" miało przejść do historii Dwóch Jezior jako Duch Ojca Piotra, który nocami klnie na ludzi, za to, że nie odbudowali kościoła. I oczywiście matki straszą nim dzieci. Jednak wróćmy tu i teraz. Suryn pochylał się nad przepaścią, złorzecząc, gdy spod stóp usunęło mu się błoto. Zaczął lecieć w dół do wody.
– MĘTY! SZUMOWIIINYYYY!!! – Teraz już cała wioska była na nogach.
CHLUST!
Miś wylądował w wodzie. Nasiąkł tak, że zmienił się w nurka, który musiał iść po dnie, żeby dojść do domu. Na brzegu, uwalony piachem, zaczął przedzierać się przez las. Nisko wiszące gałęzie krzaków szarpały jego futro, krzaki jeżyn próbowały uwięzić go by nie doszedł do domu.
– Diabelskie miraże... Szatańskie zwody... Plugastwo... – Mruczał miś.
 W końcu doszedł do rezydencji. W wielu oknach paliło się światło, pomimo późnej pory.  Okno było otwarte na uchył i Suryn musiał się powspinać. Przy wpadaniu do środka, skrawek futra z pleców zahaczył o ramę.
TRRRRRACH!
Na dywan spadły osobno głowa i tułów, wszędzie leżał plusz. Suryn stracił świadomość. Widział starego diabła, dziadka Lucyfera, tfu... plugawe imię, kładącego go na biurku. Rano był już zszyty mocną, szewską dratwą. Choć i tak miał już dość tej cholernej dziury.

środa, 19 sierpnia 2015

Stary dom. Stare czasy. – Jakub.

  Osiem lat, a nic się nie zmieniło. Takie same meble, takie same ściany, taki sam kurz. Tak od śmierci matki. Minąłem salon, dwie pary schodów, cztery korytarze. Pamiętałem dokładnie drogi. Oraz tajne przejścia. Wszystkie dwanaście. Może po raz pierwszy zagram z córką w chowanego?
Zgubię ją na osiem godzin. Wszedłem do sypialni, w której kiedyś spał... nikt tu nigdy nie spał.
Trzeba będzie posprzątać pajęczyny. Mam nadzieję, że będę miał powód żeby kazać Ewie ogarnąć dom. Rzuciłem walizkę do kąta między łóżkiem a ścianą. Znalazłem na korytarzu portret tego siwego... Odsunąłem go i wszedłem na schody. Byłem już w kuchni. Tu stał tato.
– Cześć tato! – Pojawiłem się niespodziewanie wychodząc ze spiżarni.
– Japierdole! Chyba przyprawiłeś mnie o zawał! Co ty tu robisz?
– Mieszkam. Przez najbliższe dwa tygodnie. – Rzuciłem spokojnie, śmiejąc się w duchu.
– Dokładnie tak samo jak wtedy, gdy byliście mali.
– Tak. Prawda.
  Do kuchni wpadł Florek, a drugimi drzwiami Ewa.
– Cześć!
– Dziaaaaaaaaaaaaaaaaaadek! Wreszcie! – Mała rzuciła się staruszkowi na szyję.
Odszedłem z Florianem na obok.
– Masz jeszcze plany domu? – Uśmiechnąłem się.
– Znalazłem jeszcze dwa. Są na mapie. Kredens w salonie na górze.
W tym czasie toczyła się rozmowa Ewy i taty.
 – Masz coś dla mnie? Masz, prawda? Zawsze masz.
– Tak wnusiu.
– Tato! Przeginasz! – Rzuciłem.
– Marudzisz. Nie pozwolisz mi rozpieszczać jedynej wnuczki jaką mam? – Powiedział z wyrzutem, jednocześnie patrząc krzywo na swojego pierworodnego syna.
– Idziemy na górę! – Rzucił Florek.
Poszliśmy do salonu na piętrze. Braciszek wyjął z kredensu mapę i rozłożył na stoliku.
Był to pożółkły papier z licznymi kleksami i plamami po czekoladzie. Narysowaliśmy ołówkiem tylko kontury pomieszczeń, ale ich nazwy były wpisane. Niektóre oczywiście nadaliśmy my jak : "Niebieska Sypialnia" albo "Korytarz Ucieczek". Mapa składała się z czterech rysunków. Piwnicy, parteru, piętra i strychu. Zauważyłem dwie nowe rzeczy. Jedna – nowe pomieszczenie w piwnicy. Druga – korytarz między Sypialnią Damską, a Szarą Sypialnią. Nieźle! Wiedziałem, że to lustro jest podejrzane.
W tym czasie wbiegła Ewa wymachując czymś i krzycząc :
– TATUSIU! ZOBACZ CO DOSTAŁAM!
– Ja dostałem głuchoty. – Rzuciłem do Florka, przed przywołaniem uśmiechu na twarz.
Za małą wszedł tatuś.
– Popatrz! Dziadek kupił mi tą lalkę, tą co tak bardzo chciałam.
– To jest ta, której miałem ci NIE kupować?
– Nie mam pojęcia o czym mówisz tatusiu – Ewka dała mi buziaka i wybiegła w podskokach z pokoju.
– Kochana jest, prawda?
– O tak, gdy śpi. – mruknąłem.
– Powiedziałeś Florkowi o... – Nie udało mi się dokończyć zdania.
– O mutacjach? Tak powiedział mi, ten stary pier...
Staruszek tylko się zaczerwienił, ale nie upomniał go. Za to ja spojrzałem z wyrzutem.
–...dziel. – Dokończył patrząc na mnie.
– Pogramy w karty? – Rzuciłem pojednawczo.
– Jasne dzieciaki. – Odrzekł tatuś wyciągając z kieszeni talię kart.
Mam wakacje. Naprawdę mam wakacje. Z rodziną w dodatku.

Pierwszy dzień w Dwóch Jeziorach... Dam da da dam! - Ivy

– Mówiłam, że siedzę z przodu – powiedziałam, próbując udobruchać tatusia. Nie mógł się w końcu złościć wiecznie. Teraz tylko siedział z tyłu z burzową miną, sprawdzając co jakiś czas czy Suryn już się poskładał. Ale chyba jeszcze nie.
– Czyli... Masz na imię Ewa, tak? – Wujek najwyraźniej nie należy do najbystrzejszych. No szkoda. Ale przynajmniej samochód ma fajny. Dużo fajniejszy niż tata. Zielona terenówka z różnymi dziwnymi przyciskami, których "pod żadnym pozorem nie wolno ci dotykać" wydaje się być ciekawsza niż takie tam czarne Volvo taty. Czyż nie?
– Kiedy będziemy na miejscu? – Zapytałam po raz kolejny dzisiaj. Tata tylko westchnął.
– Właściwie to już jesteśmy. Teraz tylko podrzucę was do domu.
– Ale to już tu? W sensie, że TU że TU? Ale tato! Tu nic nie ma!
– O to chodziło – powiedział złowieszczo, ale przynajmniej się uśmiechnął. Miło, że bawi go moja rozpacz.
– A są tu jakieś dzieci? Bo ja wiem... Hm... W moim wieku?
– A ile ty masz lat, mała?
– Osiem. Chyba. Tato!
– Tak, tak mi się wydaje – tata chyba się zastanawiał.
Wujek jakoś dziwnie na nas patrzył. Nie mam pojęcia, o co mu chodziło.
– Tak osiem. Osiem lat temu zwiewałem na statku do Ameryki.
– No tak, trzeba przyznać, że ci się udało – wujek miał jakiś dziwny wyraz twarzy. Tata też. Coś jest nie tak? – No, w każdym razie z tego co kojarzę, w mieście jest parę takich dzieciaków jak ty. Zerwiłeb ma córkę, chyba sześcioletnią. Ale ten, no, Chrabąszcz ma syna w twoim wieku. Pewnie się dogadacie...
– Kurwa. Dlaczego właśnie ten chuj?
– Tatusiu, język.
Zamruczał coś pod nosem. Chyba nie chcę wiedzieć, co to było.
– Eeech... Dlaczego właśnie ten pan ma syna w jej wieku, bratku?
– Skąd mam wiedzieć? Nie zaglądam mu nocą do łóżka.
– A skąd ja mam wiedzieć co ty robisz nocą? Pamiętasz jak pytałem gdy miałeś szesnastkę?
– Taa, po tamtym razie obiecałeś nigdy więcej tego nie robić.
– No dobra... Jeszcze ktoś?
– Tadzio, ten z twojej klasy, ma bliźniaki. Straszne bachory.
– Na mnie tatuś też woła bachor, a przecież widzisz wujku jaka grzeczna jestem. Jestem grzeczna, prawda?
– O, ekhm... Patrz! Dojechaliśmy.
– Stara rezydencja nieźle się trzyma. Śpisz w swoim starym pokoju?
– Właściwie to przejąłem twoją część. Zawsze lubiłem... Widoki z twojego okna.
– Jak trzyma się Kaśka?
– Sam się jej zapytaj. Jestem pewien, że jeszcze dziś cię odwiedzi.
– Mfff... Przeginasz. Nie było mnie osiem lat. Na pewno kogoś znalazła.
– Oczywiście. Tylko jest nieco wybredna. Jej były narzeczony wyjechał dwa dni temu. Masz wolną rękę.
– Acha... Rękę...
– I nie tylko, braciszku.
Tata chyba jest chory. Albo wujek źle się czuje. Może muszą jechać do lekarza? Chociaż z drugiej strony przynajmniej ze sobą rozmawiają. No i tata nie jest zły, że chciałam sama jechać samochodem. Może już nawet zapomniał? Czasem mu się zdaża.
– Tatusiu... Będziemy tu tak siedzieć? To znaczy... Fajnie jest i w ogóle, rozmawiacie o oknach i tak dalej... Ale ja może już wysiądę?
– Yyy, nie, masz rację, chodźmy już.
Czy tata się zarumienił? Czy ON się zarumienił? Nie, niemożliwe. Pewnie mi się wydawało.
– Dobrze rodzinko, ja was zostawiam. Muszę coś jeszcze załatwić.
– Wujku! A masz Nutellę w lodówce?
– To ja jadę! Pa!
Tak, to musi być brat taty. Podobieństwo jest uderzające.
– No nic mała, chodź, znajdziemy ci jakiś fajny pokój.

Podróż, czyli początek wakacji. – Jakub

   "Jak ja nie cierpię podróży!" – Pomyślałem w przerwie od zastanawiania się co jeszcze muszę zapakować.
Apteczka. Trzy pary butów. Niezbędnik kosmetyczno – higieniczny razy dwa, bo dla mnie i dla Ewy.
– Eeech... – Jęknął Suryn, który stał się moim największym problemem. – Nie będę siedział w bezruchu ponad dziewięć godzin! To nieludzkie!
– Jakbyś był człowiekiem, albo chociaż... – Nie udało mi się dokończyć.
– TATOOOOOO! Gdzie mój strój kąpielowy?
– Pewnie gdzieś na dnie walizki!
 Wróciłem do rozmowy z Surynem.
Nie, nie i nie! Kropka! Nie zostawię cię z Potworką, bo rozjebiecie mi dom. Ha! Cały wieżowiec zmielicie na proch!
Wtedy wpadłem na genialny, chyba, pomysł.
– Hej, Potworka!
– Słucham, Szefie!
– Walczysz z tym gołodupcem od dwóch, bez mała, lat. Powiedz mi jak unieruchomić go na dziewięć godzin?
Błysk w oczach.
– Musisz pożyczyć mi strzelbę oraz worek.
Zastanawiałem się przez chwilę. Ale jeśli dzięki temu on się zamknie...
   Po pół godzinie pakowałem już do worka plusz i strzępy tkaniny, a na koniec do tego samego opakowania wrzuciłem bezgłowy tułów misia.
– Tato! Co ty... TATO! A jak go potem nie złożysz? Albo nie skleisz? A co jak potem nie będzie chciał z nami mieszkać? TATO! To mój miś! Tatuuuuuuusiuu!!!
– Tak, tak. – Wcale jej nie słuchałem. – Walizka w łapki i idziemy córciu.
Oczywiście po drodze na dół upewniłem się, że Matt będzie pilnował mieszkania, no i wpadłem przy schodach na McMyer'a. Cholera, mam złe wspomnienia z nim i z windą, a teraz jeszcze schody mi obrzydną. Będę musiał wychodzić przez okno.
– Dzień dobry panie dziadku.
– No cześć nerdzie. Wybacz, ale niestety nie powtórzymy ostatniej naszej przygody. Śpieszę się.
– Tak? A gdzie? Ma pan zamiar się kogoś pozbyć? Znowu? Jakichś trupów albo coś w tym stylu? Słyszałem, że w ostatnim czasie w samolotach nie pobierają opłat za dodatkowe bagaże.
Rozejrzałem się, żeby sprawdzić czy Ewy nie ma nigdzie w pobliżu, ale na szczęście zbiegła już na dół.
– Słuchaj chłopaczku, radzę ci uważać na to, co i gdzie mówisz. Pamiętaj, że nadal mogę cie zastrzelić.
   Z rozbawieniem, spowodowanym jego wyrazem twarzy, zbiegłem po schodach i wpakowałem walizki do taksówki. Potem jak błyskawica: odprawa, boarding, dziewięciogodzinny lot , którego 7/9 przespałem. Przez dwie godziny musiałem słuchać pytań Ewy : "Kiedy dolecimy?" Lądowanie. Bagaże. I szukanie kogoś kto nas odwiezie.
Wtedy zauważyłem znajomą twarz... No prawie znajomą... Nie widzianą od dziewięciu może lat. Ciemne włosy, oczy jak moje, no może nie miał kiedyś zarostu ani tatuażu na przedramieniu, ale...
Tak, to był mój brat, Florek.
– Tatuuuusiu! Czy ten pan co tam stoi, o tam, patrz, on na nas czeka? O! Popatrzył się na nas.
Cholera. Florek nadchodzi.
– Cześć Florek. – Zgrzytnąłem zębami. – To moja córka Ewa, Ewciu, to twój wujek Florian.
– Ale to Florian czy Florek? Wiesz, że w "Arielce" też był Florek? I był taaaaaki uroczy...
– Dla ciebie to po prostu "wujek". Może ty coś powiesz? – Spojrzałem na niego.
– Mam dla nas transport. Do centrum.
– To zadupie ma centrum?
Szok. Chyba coś się jednak działo po moim wyjeździe.
– Noooo, można tak powiedzieć. Jeśli za centrum wziąć jedyne skrzyżowanie...
– Tatusiuuuu, tam będzie jakiś sklep, prawda?
– Jeden. Ewentualnie dwa.
– Nie wpuścisz córki do sklepu z alkoholem, prawda braciszku? A może o czymś nie wiem? – Florek puścił mi oko.
– Ja nie. Ale ty...
– Pójdę z wujkiem na zakupy? Ale fajnie!
– Chodźmy już do auta. Mamy dwie godziny drogi.
– Siedzę z przodu! – zawołała Ewka i pędem wyrwała do auta.
– Nie masz kluczyków! – Zawołałem, a potem spojrzałem na brata. – Zamknąłeś drzwi, nie?
– Yyyy... No... Tak mi się wydaje. Ale no... No przecież ona nie wsiądzie sama ani nic. Prawda?
– To przecież moja córka! Kurwa! – Rzuciłem i obaj pobiegliśmy z walizkami w stronę samochodu.
Te dwa tygodnie na wsi będą...

"Ponoć chuligaństwo to zła sztuka, ale to przecież na nas lecą wszystkie laski."

Florian "Florek" Szczypczyk
|| Porywacz – nieudacznik ||
|| 35 lat || Brak pracy i chęci do niej ||

 Pierworodne dziecko Lucyfera i Hermenegildy Szczypczyków. Teoretycznie miał być przedłużeniem ciągłości rodziny i wspaniałym uczniem, który zdobędzie dobrze płatną pracę et cetera, et cetera...
W praktyce jednak został największym w szkole leniem, jak i najgorszym chuliganem. Wybite szyby, podglądanie dziewczyn w szatni, wieszanie kolegów za majtki na hakach w przebieralni - to wszystko jego robota. Pracy także nie chciał poszukać. Ma zaś talent do łatwego, szybkiego zarobku. Zajmował się wszystkim, od drobnych kradzieży po handel dziećmi, za który go zamknęli. Ani do założenia rodziny ani do pracy mu nieśpieszno, szczególnie z powodu niechęci do odpowiedzialności.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Witajcie w Dwóch Jeziorach.

Dwa Jeziora. Przewodnik turystyczny.

Wstęp
Malownicza, typowo polska wieś otoczona typowo polskimi lasami. Leży w pobliżu Nigdzie, czyli 2 godziny autem do Warszawy. Miasteczko swą nazwę zawdzięcza dwóm jeziorom, leżącym po dwóch stronach wsi, noszących nazwy: Szafirowe Jezioro i Szmaragdowe Jezioro (nazwy pochodzą od koloru wody).

Zabudowania
Spokojne Dwa Jeziora nie posiadają dużej liczby domów czy innych budynków. Mamy tu około pięćdziesięciu domków, jedną szkołę, jedną fabrykę, kilka niewybrukowanych dróg, oraz resztki znajdującej się w lesie huty szkła (sterta szyb, głównie połamanych). Warto też zwrócić uwagę na rozbudowane piwnice wielu domostw. Należy również zapamiętać, że nie ma tu kościoła (patrz Historia).

Gospodarka
Najważniejszymi elementami gospodarki Dwóch Jezior są: fabryka broni Lead Farm (LF) oraz jej
kompleks biurowy w Warszawie; gospoda/motel Pod Kurką, w której muszą zatrzymywać się warszawscy pracownicy LF. Wystarczy też, jeśli chodzi o stołowanie się mieszkańców. Wioska dysponuje jednym sklepem wielobranżowym, jednym pseudosklepem monopolowym mieszczącym się w piwnicy pewnego domu (z powodu braku koncesji).

Władza i polityka
Najważniejszymi decyzjami w sprawach wsi zajmuje się Rada Starszych, powszechnie zwana Radą Wsi. W jej skład wchodzi pięciu najstarszych mężczyzn, z pięciu rodzin, oto one: 
Chrabąszcz – współwłaściciel ogólnopolskiej marki Zbożax, produkującej chemiczne środki wzrostu plonów (wszyscy normalni mówią: nawóz). Cała rodzina nie cierpi się ze Szczypczykami.
Kulicki – potomek założyciela wsi, przewodzi obradom, ma głos decydujący.
Waśniak – w swej piwnicy od lat, wraz z całą rodziną produkuje wszelkie alkohole: od wina, przez piwo, do wódki.
Szczypczyk – jego rodzina jest jedną z najstarszych rodzin we wsi, Lucyfer, jedyne dziecko swoich rodziców rozbudował przemysł w Dwóch Jeziorach dowodząc, że jest synem swego ojca. Ta rodzina nie cierpi Chrabąszczy.
Zerwiłeb – prowadzi sklep wielobranżowy, sprzedaje wszystko, nawet samochody, które  sprowadzi, jeśli ktoś je zamówi.

Historia
To miasteczko nie posiada bogatej historii. Nie ma tu śladów po wojnach czy powstaniach, a i nikt z mieszkańców o nich nie pamięta. Jedyne historyczne wydarzenie poza założeniem wsi miało miejsce w 1964 roku, gdy ulewa zmyła kościół z księdzem i dwoma wikarymi do Szafirowego J. Oprócz tego w historii wsi zapisują się tylko bójki na obradach starszyzny.


Death
Travel Agency
Jedyne biuro oferujące wakacje w DJ i w świecie zmarłych!!!
Biuro nie odpowiada za zgony.
 

wtorek, 4 sierpnia 2015

To były moje płatki! Moje! – Ivy

Hm, dziewiąta i tata jeszcze śpi? No okay. Więcej mleka dla mnie.
Kulturalnie poszłam zawołać Igzi na śniadanie. A kiedy wróciłam... KOCHANY. CUDOWNY. WSPANIAŁY tatuś kończył właśnie jeść moje płatki. Bo się śpieszył. Moje ulubione płaaaatki!
– Zaspał? Coś nowego – Igzi uśmiechnęła się i zjadła swoje śniadanie. To znaczy się toster. No ale nie czepiajmy się szczegółów.
Po raz drugi dzisiaj wyciągnęłam miskę, nasypałam płatków i już sięgałam po mleko, kiedy rozległ się pisk. Domyślając się, co to mogło być, pobiegłam w stronę windy. Zanim zdążyłam się odezwać, mój przewidywalny tatuś zaczął mnie wołać:
– Bachorze! Jestem w windzie z jakimś pierdolonym nerdem! Raaaaatuj!
– Ej, facet, ja obok ciebie stoję... 
O! Jak miło. Hm...
– Tak w zasadzie, tatusiu, to on całkiem sympatycznie brzmi...
– Ty mała...
– Tatusiu, język.
– Język to ja ci urwę!
Tak, tak. Oczywiście. Też cie kocham. 
– Ekhem... Przepraszam, że przerywam tą jakże fascynującą wymianę zdań... Ja wiem, że pan jej nie grozi ani nic... Ale czy ona by nas mogła wypuścić?
– Nie, nie może. Idę zrobić sobie śniadanie, bo KTOŚ mi je zjadł.
Obróciłam się i w podskokach wróciłam do mieszkania.
– Co się stało? – pluszowy miś najwyraźniej pilnował drzwi. A że uśmiech miałam od ucha do ucha, pewnie pomyślał, że zabiłam tatusia.
– Staruszek nasz kochany siedzi w windzie! – Igzi klasnęła w ręce. – Nareszcie się doigrał.
– Ty się już lepiej nie odzywaj, piekielny pomiocie. Trzeba po niego pójść. Zadzwonić gdzieś czy coś.
– Nie! – zaprzeczyłyśmy jednocześnie.
– Ivy... Bóg wybaczy ci arogancję, jeśli pójdziesz po telefon i zadzwonisz po pomoc dla ojca.
– Ja to bym go związała... – potworka uśmiechnęła się tak jak potrafi najlepiej i... Oboje przenieśli się na balkon. Ja tylko zamknęłam im drzwi i zasłoniłam żaluzje...
– Nareszcie spokój!
Słodycze. Słodycze wszędzie. Czekolaaaada. Można zrobić ciasto, którego jedynymi składnikami będą tylko czekolada i żelki? Hm... W sumie, nie ważne. Osobno też będą dobre.
A jeszcze fajniej będzie, jak włączę muzykę, tylko...
– Gdzie tatuś schował moje płyty?
Otworzyłam szafę, a tam taki ładny stosik. Ale chyba nie powinnam ich puszczać... To chyba te, które tatuś zabiera czasem do wujka Hassana... Ale chwila.... Coś takiego... Ruszoffego.... Jest! Wyciągnęłam płytę i pobiegłam do swojego pokoju. Włożyłam dysk do odtwarzacza.
Bejbe, bejbe, bejbe. OŁ!
– Ojciec by cię zabił – stwierdziła Igzi, która pojawiła się znikąd. Czy ja jej przypadkiem nie zamknęłam? A zresztą, nie ważne.
– Masz ochotę na coś słodkiego? Tata będzie chyba musiał zrobić zakupy. Szafka jest pusta...
– Igzheligempewatenqua!!! Jeszcze nie skończyliśmy!
– Wybacz skarbie, pogadamy później – Igzi puściła mi oko i pobiegła do Suryna. 
Wzruszyłam ramionami i dalej tańczyłam, rzucając po pokoju żelkami. Życie jest piękne! Tatuś mógłby tak częściej zamykać się w windzie. Tylko szkoda troszkę tego pana co z nim tam był. Naprawdę miał sympatyczny głos. 
TRRRRRRRRRRR!
– Nie! Ja się tak nie bawię! Nieeeee!
Igzi zerknęła do mojego pokoju.
– Spokojnie, mała. Jeszcze nie znalazł nowej opiekunki. Dzisiaj jesteś tylko z nami. 

Tak. Życie jest piękne.

Mali... Zamknięci... Bezbronni... KURWA! ZAMKNIJ SIĘ NERDZIE! – Jakub

    Dziewiąta. Zaspałem. Kurwa! Do pracy, szybko! W biegu zjadłem płatki z miski, którą akurat przygotowała córcia.
– Sorry, śpieszę się! – Rzuciłem, gdy wchodziła, a ja biegłem dalej. Zęby, krawat, buty, teczka, drzwi, winda. Jakiś koleś w środku. Chyba sąsiad. Mijamy ósme.
TRRRRRRRRRRR! Pisk obudził trupy z pobliskiego cmentarza. Winda utknęła. Jestem pewien, że Ewka z radochą wybiegła z mieszkania.
– Bachorze! Jestem w windzie z jakimś pierdolonym nerdem! Raaaaatuj!
– Ej, facet, ja obok ciebie stoję...
– No właśnie... Gorzej być nie mogło...
– Tak w zasadzie, tatusiu, to on całkiem sympatycznie brzmi...
– Ty mała...
– Tatusiu, język.
– Język to ja ci urwę!
– Ekhem... Przepraszam, że przerywam tą jakże fascynującą wymianę zdań... Ja wiem, że pan jej nie grozi ani nic... Ale czy ona by nas mogła wypuścić?
– Nie, nie może. Idę zrobić sobie śniadanie, bo KTOŚ mi je zjadł.
Usłyszałem dźwięk kroków.
– Poszła sobie, kurwa... – Spojrzałem na  przyjaciela niedoli i wyciągnąłem rękę w jego stronę. – Jakub Szczypczyk.
– Casper jestem. McMyer. Miło mi poznać – nerd uścisnął mi rękę. Zaraz jednak ją zabrał i poprawił okulary, które zsunęły mu się na nos. Chyba były za luźne.
–  Opowiesz mi coś o sobie? Nie jesteś za młody na mieszkanie? Ani za biedny?
– Em, przepraszam, nie sądzisz, że było to nieco... No ja nie wiem... Niekulturalne? Hm?
– Im dłużej będziemy tu siedzieć, tym dobitniej zrozumiesz słowo "niekulturalny". Odpowiadaj starszym.
– Dobrze, staruszku – mruknął, ale widząc moje spojrzenie, zaraz kontynuował. – Przygotuj się na opowieść swojego życia...
– Mhmf... potem ja ci opowiem o moim życiu. A później zastrzelę – Mruknąłem pod nosem.
Najwyraźniej nie słyszał.
– Hem, no po pierwsze, to nie jestem za młody na mieszkanie. Miesiąc temu skończyłem dwadzieścia dwa lata i...
– I wyprowadziłeś się od mamusi?
– Ależ ty dowciapny. Wyprowadziłem się z kawalerki, w której mieszkałem ze śmierdzącym cebulą trzecioroczniakiem, jeśli już musisz wiedzieć.
– I co okradłeś bank? A może wygrałeś na loterii?
– Właściwie to wygrałem całkiem ważny turniej gier. Wygrana starczyła na studia i niewielkie mieszkanie.
– A co na to twoja dziewczyna? Masz dziewczynę, prawda?
– To skomplikowane...
– Rozumiem, prawiczku. To może następne pytanie...
– Przepraszam, czy ty sugerujesz, że ja nigdy nie...?
– A tak?
Cisza.
– Dwadzieścia dwa lata i nadal bez dziewczyny, synu?
– No... Ja... No tak – chłopaczek spłonął rumieńcem.
– Kobiety lecą na dwie rzeczy: ładną twarz albo szeleszczące zielone w portfelu. W twoim przypadku postarałbym się o to drugie.
–  A ty niby masz żonę, dziewczynę czy co tam mają dziadki takie jak ty?
– Mam sekretarkę.
– A córeczka? Nie ma nic przeciwko?
– Córeczka jest trzymana z dala od informacji i broni.
– Nie byłbym tego taki pewny, jeśli rzeczywiście jest twoją córką.
–  Jest, jest... Tato mówił mi to samo.
– A nie ostrzegał cię, że gumy czasem pękają?
– Przy gwałcie nie korzysta się z gumy dzieciaku.
– Ale w sensie, że... Że ty.. Ten ją... A ona...
Wykonałem gest strzelania z pistoletu.
– Gościu, ty jesteś chory... Mała wie??
– Śmierć przy porodzie.
– Aha...
TRRRRRRRRRRR! Winda ruszyła!!!
– Hurra!
Nerd popatrzył na mnie, mrucząc pod nosem:
– Dzięki Bogu, nareszcie.
– Boga nie ma dzieciaku. – Rzuciłem i ruszyłem do pracy.


– "Bachorze! Jestem w windzie z jakimś pierdolonym nerdem! RAAAAATUJ!" –"Ej, facet, ja obok ciebie stoję..."

Casper McMyer
|| Sąsiad z siódmego || Maniak gier || 
|| Ktoś kto pasuje do reszty || 
|| "Dwadzieścia dwa lata i nadal bez dziewczyny, synu?" ||
   
Słuchajcie dzieci, opowiem Wam bajkę o tym, jak Pan Szanowny Minister Edukacji odwiedził Królową...
Ekhem... Królowo... Mam wątpliwości co do jednego ze studentów...
Podstawowa życiowa zasada Caspra brzmi : "Graj, aż wypłyną ci oczy."

 On sam twierdzi nieco inaczej : "Graj aż wypłyną ci oczy, potem wsadź je na miejsce, zaklej taśmą i graj dalej."
O tak, to brzmi dużo lepiej, prawda? 

Kolejne pytanie brzmi : Jak student zarobił na apartament w sercu miasta?

 Na grach oczywiście, idiotyczne pytanie!

...
Jeszcze jakieś durne wątpliwości? Nie? To dobrze, nędzny śmiertelniku. 
Koniec audiencji. Muszę iść wykończyć bossa.

Ona wychodzi.

Kogośmy wybrali na przywódcę... Demokracja to gówno.

On bierze piwo i idzie dalej grać w karty.  

niedziela, 2 sierpnia 2015

Dzień Hassana - Sny w domu Jakuba

   Sny mogą być przekazem od istot niematerialnych lub innowymiarowych. Choć w większości są bredzeniem naszego zmęczonego mózgu. Sami oceńcie ten przypadek.
   Pili już od trzech godzin. Zaczęli dopiero o północy, bo Ewka nie zasnęła wcześniej, a Kuba kategorycznie odmówił instalacji drzwi dźwiękoszczelnych, ponieważ uważał, że odwróci się to na jego niekorzyść. Decyzję poparł jakimś bredzeniem o mutacjach.
   W każdym razie już pili i Kuba wpadł na pomysł.
– Wiecie, za jeden kontrakt na kałachy, gość się nie mógł wypłacić, więc dał mi takie tabletki. Wczoraj je przyniosłem. To jak?
– Dawaj stary! – Ryknęliśmy z Matyjaszem.
– Trzeba je dupnąć do szklanki wody i odczekać pięć minut.
Po pięciu minutach przed każdym z nas stała pieniąca się, różowa woda.
– No to gul. – Rzekłem.
Zaczęło mi się kręcić w głowie. Doczołgałem się do fotela i runąłem jak długi. Potem było ciemno.
Obudziłem się w ciemnym, dużym pomieszczeniu. Przede mną stała kobieta. Wysoka, blond, szczupła. Miała wielkie niebieskie oczy i długą biała suknię. Bił od niej nieziemski blask.
– Witaj. –  Powiedziała równie pięknym, co ona głosem. - Pokażę ci pięć snów, a ty odgadniesz dzięki nim moje imię i przekażesz przesłanie. Zgadzasz się?
– Tak. – Odpowiedziałem, choć czułem się trzeźwy i ani trochę nie naćpany.
Błysk. Huk. Nowa sceneria.
Co najmniej niezwykłe. Horyzont mieniący się dziwnymi barwami. Anormalne kształty i bryły. Nie mające prawa do istnienia na Ziemi, kolorowe cosie łamiące wszelkie prawa fizyki. Różnobarwne glutowate byty, wydające się posiadać inteligencję, noszące przedmioty i obiekty zwykłe i niezwykłe. Prawdziwa i czysta fantasmagoria. Ta sama kobieta, lecz ozdobiona dodatkowo złotymi kolczykami i bransoletami.
- Oto Hlanevle Loareis. Dom Meridgane, pozostałości koszmaru Hlatta, posiadającej moc boską - zaledwie ułamek mocy Pana Umysłów.
- Eeee... - Wydukałem tylko.
- Drugi sen. Teraz.
Znów błysk i huk. Znowu nowa sceneria.
Tym razem bardziej zwyczajnie. Góra, ścieżka wiodąca na szczyt, skuci łańcuchem ludzie, idący pod górę. Obok morze i czarny statek przycumowany do rozklekotanego mola. Ona w tym samym stroju.
– Niewolnicy płynący na Czarnej Galerze do Brek Zarith się zbuntowali. Powstanie stłumiono, a teraz chcą ich ukarać. Dlatego przywieźli ich na Skałę Oprawców.
Jej wykład wstrzymał olbrzymi głaz, spadający z góry. Przerwał on łańcuch w połowie i więźniowie zaczęli pierzchać jeden po drugim.
– Czemu mi to pokazujesz? - Spytałem.
– Historia jest nieodzowną częścią filologii. Bierze się z niej wiele określeń.
Trzask i huk.
Morze. Dwa statki. Na pierwszym pełno ludzi. Czarnych, z wrzodami ociekającymi ropą. Lamentujących. Drugi oddalony. Z armatami. Strzelają do pierwszego. Celnie. Statek tonie.
– Byli chorzy na czarną ospę. – Mówi rozmówczyni w sukni w stylu wiktoriańskim. - Ludzie uwielbiają rozwiązywać problemy poprzez pozbycie się ich. Często strzałem z broni.
Przyzwyczajam się już do tych trzasków.
Nowy Jork? Feministki manifestują o coś na placu. Bez staników. Policja stara się je zwalczać. Woda, gaz, gumowe kule, prąd.
Ona wśród nich, ale wpatrzona we mnie i nieruchoma. Ubrana. Słyszę jej głos, choć z daleka.
– Jeśli kobieta chce, może być silna. Nawet w obliczu tragedii.
Siwy dyyyym. Musiałem.
Mieszkanie. Trochę zasyfiałe, ale znośne. Kuba? Młodszy, wygląd mniej poważny. Już pamiętam, to jego dom! Godzinami tu paliliśmy! Wchodzi ta kobieta. Z wózkiem. Kuba się odwraca, trzyma broń. Pistolet. Strzał. Głowa kobiety bucha krwią z dziury w czole. Wózek zostaje ochlapany. Ona upada.
Błyski.
Ciemne pomieszczenie, to z początku tej schizy. Ona w szarej sukni, włosy spięte w kok.
– Już wiesz, kim jestem?
Połączyłem fakty, pogrzebałem w pamięci. Odpowiedziałem.
– Joanna Jakaśtam. To ciebie Kuba... – Powstrzymałem się od kończenia zdania. Ona nie.
– Zgwałcił. Zabił. Pozbawił dziecka. Przekaż Ewie, że będę ją chronić. Jego też, bo mu wybaczyłam. Jeszcze się odezwę.
Wyrwałem się ze snu. Pozostali też na nogach. Włącznie z Ewką.
– Ostry towar. – Rzuciłem.
Jakub zaczerwienił się jak nigdy.
– Ja... Przyniosłem z biura rozpuszczalne wapno zamiast... – Wydukał zawstydzony.
Za to moja mina zrzedła natychmiast. Czy to była prawda?