środa, 19 sierpnia 2015

Podróż, czyli początek wakacji. – Jakub

   "Jak ja nie cierpię podróży!" – Pomyślałem w przerwie od zastanawiania się co jeszcze muszę zapakować.
Apteczka. Trzy pary butów. Niezbędnik kosmetyczno – higieniczny razy dwa, bo dla mnie i dla Ewy.
– Eeech... – Jęknął Suryn, który stał się moim największym problemem. – Nie będę siedział w bezruchu ponad dziewięć godzin! To nieludzkie!
– Jakbyś był człowiekiem, albo chociaż... – Nie udało mi się dokończyć.
– TATOOOOOO! Gdzie mój strój kąpielowy?
– Pewnie gdzieś na dnie walizki!
 Wróciłem do rozmowy z Surynem.
Nie, nie i nie! Kropka! Nie zostawię cię z Potworką, bo rozjebiecie mi dom. Ha! Cały wieżowiec zmielicie na proch!
Wtedy wpadłem na genialny, chyba, pomysł.
– Hej, Potworka!
– Słucham, Szefie!
– Walczysz z tym gołodupcem od dwóch, bez mała, lat. Powiedz mi jak unieruchomić go na dziewięć godzin?
Błysk w oczach.
– Musisz pożyczyć mi strzelbę oraz worek.
Zastanawiałem się przez chwilę. Ale jeśli dzięki temu on się zamknie...
   Po pół godzinie pakowałem już do worka plusz i strzępy tkaniny, a na koniec do tego samego opakowania wrzuciłem bezgłowy tułów misia.
– Tato! Co ty... TATO! A jak go potem nie złożysz? Albo nie skleisz? A co jak potem nie będzie chciał z nami mieszkać? TATO! To mój miś! Tatuuuuuuusiuu!!!
– Tak, tak. – Wcale jej nie słuchałem. – Walizka w łapki i idziemy córciu.
Oczywiście po drodze na dół upewniłem się, że Matt będzie pilnował mieszkania, no i wpadłem przy schodach na McMyer'a. Cholera, mam złe wspomnienia z nim i z windą, a teraz jeszcze schody mi obrzydną. Będę musiał wychodzić przez okno.
– Dzień dobry panie dziadku.
– No cześć nerdzie. Wybacz, ale niestety nie powtórzymy ostatniej naszej przygody. Śpieszę się.
– Tak? A gdzie? Ma pan zamiar się kogoś pozbyć? Znowu? Jakichś trupów albo coś w tym stylu? Słyszałem, że w ostatnim czasie w samolotach nie pobierają opłat za dodatkowe bagaże.
Rozejrzałem się, żeby sprawdzić czy Ewy nie ma nigdzie w pobliżu, ale na szczęście zbiegła już na dół.
– Słuchaj chłopaczku, radzę ci uważać na to, co i gdzie mówisz. Pamiętaj, że nadal mogę cie zastrzelić.
   Z rozbawieniem, spowodowanym jego wyrazem twarzy, zbiegłem po schodach i wpakowałem walizki do taksówki. Potem jak błyskawica: odprawa, boarding, dziewięciogodzinny lot , którego 7/9 przespałem. Przez dwie godziny musiałem słuchać pytań Ewy : "Kiedy dolecimy?" Lądowanie. Bagaże. I szukanie kogoś kto nas odwiezie.
Wtedy zauważyłem znajomą twarz... No prawie znajomą... Nie widzianą od dziewięciu może lat. Ciemne włosy, oczy jak moje, no może nie miał kiedyś zarostu ani tatuażu na przedramieniu, ale...
Tak, to był mój brat, Florek.
– Tatuuuusiu! Czy ten pan co tam stoi, o tam, patrz, on na nas czeka? O! Popatrzył się na nas.
Cholera. Florek nadchodzi.
– Cześć Florek. – Zgrzytnąłem zębami. – To moja córka Ewa, Ewciu, to twój wujek Florian.
– Ale to Florian czy Florek? Wiesz, że w "Arielce" też był Florek? I był taaaaaki uroczy...
– Dla ciebie to po prostu "wujek". Może ty coś powiesz? – Spojrzałem na niego.
– Mam dla nas transport. Do centrum.
– To zadupie ma centrum?
Szok. Chyba coś się jednak działo po moim wyjeździe.
– Noooo, można tak powiedzieć. Jeśli za centrum wziąć jedyne skrzyżowanie...
– Tatusiuuuu, tam będzie jakiś sklep, prawda?
– Jeden. Ewentualnie dwa.
– Nie wpuścisz córki do sklepu z alkoholem, prawda braciszku? A może o czymś nie wiem? – Florek puścił mi oko.
– Ja nie. Ale ty...
– Pójdę z wujkiem na zakupy? Ale fajnie!
– Chodźmy już do auta. Mamy dwie godziny drogi.
– Siedzę z przodu! – zawołała Ewka i pędem wyrwała do auta.
– Nie masz kluczyków! – Zawołałem, a potem spojrzałem na brata. – Zamknąłeś drzwi, nie?
– Yyyy... No... Tak mi się wydaje. Ale no... No przecież ona nie wsiądzie sama ani nic. Prawda?
– To przecież moja córka! Kurwa! – Rzuciłem i obaj pobiegliśmy z walizkami w stronę samochodu.
Te dwa tygodnie na wsi będą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz