Była sobota. Piękny, spokojny dzień. Dzisiejsze starcie dobra ze złem odbyło się o szóstej rano. Tym razem triumfowały zastępy Szatana. Suryn przeżył niezapomniane wrażenie – wypadł przez okno na dwunastym piętrze. Jeszcze nie wrócił. Chyba się wstydzi. W każdym razie – jest dwunasta, jesteśmy po śniadaniu, o dziewiętnastej przyjdą Matthew i Hassan. Kupiłem już litr czystej. Cudnie!
Potworka siedzi przy komputerze w słuchawkach. Ewcia oglądała jakiś dziecinny program w telewizji. Dziecinny, NIE dla dzieci. Jakaś gówniana opera mydlana z Polski. " Na Wspólnej"? Nie. Coś innego. Seriale w kraju rodzinnym zawsze były syfem. Ewka ma zapewnioną opiekę u niańki. Tylko dwadzieścia dolarów + dycha za nocowanie. Żyć nie umierać.
***
Dziewiętnasta. Dzwonek do drzwi. To Hassan i Matthew. Hassan z butelką whisky, Matthew z flaszką... tego swojego paskudztwa. Miś wciąż nie wrócił, ale mam to gdzieś. Czas na party!
Po pół godzinie leci trzecia kolejka i zaczynają się rozmowy. Niezwykłe rozmowy.
– A pamiętasz tamto lato? Jak je nazywałeś? Lato blond jeziora? – Rzucił Hassan.
– Lato jeziora blondynek. – Poprawiłem i zacząłem wspominać.
– Khe... – Kaszlnął Matthew. – Wiecie jaka sytuacja mi się przydarzyła ostatnio? – Od razu ciągnął dalej. – Znalazłem osiemdziesięciolatkę, która zmarła z powodu... papieru toaletowego. To było tak, że lazła uliczką, w której facet rozładowywał SUV'a ze zgrzewek papieru. Babuszka dostała, przewróciła się, a facet rzucał dalej. Udusiła się pod tym wszystkim.. – Po tak długiej wypowiedzi wziął kieliszek i jednym haustem zwilżył gardło.
– A wiecie... że mam brata? – Spytałem.
– CO?! – Krzyknęli obaj jednocześnie.
– No... Zerwałem z nim kontakt jak go zamknęli.
– Za co? – Spytał Hassan.
– Handel dziećmi. O ile piętnastolatek to dziecko.
– On sprzedawał dzieci? Skurwysyn! – Krzyknął Hass.
–A tam sprzedawał... Przymknęli go od razu.
Wtedy zjawiła się Potworka. Zlustrowała scenkę spojrzeniem, po czym rzekła:
– Mogę napić się z wami?
– A zadziała na ciebie? – Spytał Matt.
– Nie, ale przyjemność jest.
– Siadaj i pij.
Dwudziesta pierwsza. Dwunasta kolejka. Potworka siedzi z rozchyloną japą, a Hass leje prosto z butelki do jej paszczy. Trzask drzwi. Wparowuje Suryn. Wskakuje na stolik i wciska Potworce granat w gardło. Ścisk. Królowa szaf zamknęła paszczę. Natychmiast wytrzeźwieliśmy wszyscy trzej.
– GLEBA !!! – Krzyknąłem.
Ona nie wybuchła krwią, mięsem, flakami i kośćmi. Wybuchła czystym mrokiem. Lepką, czarną ciemnością, która przywarła do ścian, podłogi, sufitu, stołu. Suryn leżał w kącie kuchni z oderwaną łapą, ubabrany czernią.
– CZY TY JĄ ZABIŁEŚ? – Wydarłem się.
Wtedy z szafy, z pokoju córki dało się słyszeć krzyk. Potworny, przeszywający.
–Eeee... Myślę, że nie. – Odparował.
Wtedy do mojego mózgu dotarł obraz ujebanej maziają kuchni. Podszedłem do szafki kuchennej i wyjąłem mopa.
– DO SPRZĄTANIA SZMACIARZU!
Po pół godzinie leci trzecia kolejka i zaczynają się rozmowy. Niezwykłe rozmowy.
– A pamiętasz tamto lato? Jak je nazywałeś? Lato blond jeziora? – Rzucił Hassan.
– Lato jeziora blondynek. – Poprawiłem i zacząłem wspominać.
– Khe... – Kaszlnął Matthew. – Wiecie jaka sytuacja mi się przydarzyła ostatnio? – Od razu ciągnął dalej. – Znalazłem osiemdziesięciolatkę, która zmarła z powodu... papieru toaletowego. To było tak, że lazła uliczką, w której facet rozładowywał SUV'a ze zgrzewek papieru. Babuszka dostała, przewróciła się, a facet rzucał dalej. Udusiła się pod tym wszystkim.. – Po tak długiej wypowiedzi wziął kieliszek i jednym haustem zwilżył gardło.
– A wiecie... że mam brata? – Spytałem.
– CO?! – Krzyknęli obaj jednocześnie.
– No... Zerwałem z nim kontakt jak go zamknęli.
– Za co? – Spytał Hassan.
– Handel dziećmi. O ile piętnastolatek to dziecko.
– On sprzedawał dzieci? Skurwysyn! – Krzyknął Hass.
–A tam sprzedawał... Przymknęli go od razu.
Wtedy zjawiła się Potworka. Zlustrowała scenkę spojrzeniem, po czym rzekła:
– Mogę napić się z wami?
– A zadziała na ciebie? – Spytał Matt.
– Nie, ale przyjemność jest.
– Siadaj i pij.
Dwudziesta pierwsza. Dwunasta kolejka. Potworka siedzi z rozchyloną japą, a Hass leje prosto z butelki do jej paszczy. Trzask drzwi. Wparowuje Suryn. Wskakuje na stolik i wciska Potworce granat w gardło. Ścisk. Królowa szaf zamknęła paszczę. Natychmiast wytrzeźwieliśmy wszyscy trzej.
– GLEBA !!! – Krzyknąłem.
Ona nie wybuchła krwią, mięsem, flakami i kośćmi. Wybuchła czystym mrokiem. Lepką, czarną ciemnością, która przywarła do ścian, podłogi, sufitu, stołu. Suryn leżał w kącie kuchni z oderwaną łapą, ubabrany czernią.
– CZY TY JĄ ZABIŁEŚ? – Wydarłem się.
Wtedy z szafy, z pokoju córki dało się słyszeć krzyk. Potworny, przeszywający.
–Eeee... Myślę, że nie. – Odparował.
Wtedy do mojego mózgu dotarł obraz ujebanej maziają kuchni. Podszedłem do szafki kuchennej i wyjąłem mopa.
– DO SPRZĄTANIA SZMACIARZU!
***
Z samego rana kuchnia lśniła piękną czystością. Gdy wróciła Ivy nie dało się zobaczyć śladu wydarzeń z wczorajszej nocy. Pić nie umierać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz