wtorek, 9 czerwca 2015

Rozmowy przy kieliszku.

Przy litrze wódki, wszyscy mówią coś, czego nigdy by nie powiedzieli. Naprawdę. Nie pijcie. To złe.

    Była sobota. Piękny, spokojny dzień. Dzisiejsze starcie dobra ze złem odbyło się o szóstej rano. Tym razem triumfowały zastępy Szatana. Suryn przeżył niezapomniane wrażenie – wypadł przez okno na dwunastym piętrze. Jeszcze nie wrócił. Chyba się wstydzi. W każdym razie – jest dwunasta, jesteśmy po śniadaniu, o dziewiętnastej przyjdą Matthew i Hassan. Kupiłem już litr czystej. Cudnie!
   Potworka siedzi przy komputerze w słuchawkach. Ewcia oglądała jakiś dziecinny program w telewizji. Dziecinny, NIE dla dzieci. Jakaś gówniana opera mydlana z Polski. " Na Wspólnej"? Nie. Coś innego. Seriale w kraju rodzinnym zawsze były syfem. Ewka ma zapewnioną opiekę u niańki. Tylko dwadzieścia dolarów + dycha za nocowanie. Żyć nie umierać.

***
    Dziewiętnasta. Dzwonek do drzwi.  To Hassan i Matthew. Hassan z butelką whisky, Matthew z flaszką... tego swojego paskudztwa. Miś wciąż nie wrócił, ale mam to gdzieś. Czas na party!
   Po pół godzinie leci trzecia kolejka i zaczynają się rozmowy. Niezwykłe rozmowy.
– A pamiętasz tamto lato? Jak je nazywałeś? Lato blond jeziora? – Rzucił Hassan.
–  Lato jeziora blondynek. – Poprawiłem i zacząłem wspominać.
Khe... – Kaszlnął Matthew. – Wiecie jaka sytuacja mi się przydarzyła ostatnio? – Od razu ciągnął dalej. – Znalazłem osiemdziesięciolatkę, która zmarła z powodu... papieru toaletowego. To było tak, że lazła uliczką, w której facet rozładowywał SUV'a ze zgrzewek papieru. Babuszka dostała, przewróciła się, a facet rzucał dalej. Udusiła się pod tym wszystkim.. – Po tak długiej wypowiedzi wziął kieliszek i jednym haustem zwilżył gardło.
– A wiecie... że mam brata? – Spytałem.
– CO?! – Krzyknęli obaj jednocześnie.
– No... Zerwałem z nim kontakt jak go zamknęli.
– Za co? – Spytał Hassan.
– Handel dziećmi. O ile piętnastolatek to dziecko.
– On sprzedawał dzieci? Skurwysyn! – Krzyknął Hass.
–A tam sprzedawał... Przymknęli go od razu.
    Wtedy zjawiła się Potworka. Zlustrowała scenkę spojrzeniem, po czym rzekła:
– Mogę napić się z wami?
– A zadziała na ciebie? – Spytał Matt.
– Nie, ale przyjemność jest.
– Siadaj i pij.
    Dwudziesta pierwsza. Dwunasta kolejka. Potworka siedzi z rozchyloną japą, a Hass leje prosto z butelki do jej paszczy. Trzask drzwi. Wparowuje Suryn. Wskakuje na stolik i wciska Potworce granat w gardło. Ścisk. Królowa szaf zamknęła paszczę. Natychmiast wytrzeźwieliśmy wszyscy trzej.
– GLEBA !!! – Krzyknąłem.
Ona nie wybuchła krwią, mięsem, flakami i kośćmi. Wybuchła czystym mrokiem. Lepką, czarną ciemnością, która przywarła do ścian, podłogi, sufitu, stołu. Suryn leżał w kącie kuchni z oderwaną łapą, ubabrany czernią.
– CZY TY JĄ ZABIŁEŚ? – Wydarłem się.
Wtedy z szafy, z pokoju córki dało się słyszeć krzyk. Potworny, przeszywający.
–Eeee... Myślę, że nie. – Odparował.
    Wtedy do mojego mózgu dotarł obraz ujebanej maziają kuchni. Podszedłem do szafki kuchennej i wyjąłem mopa.
– DO SPRZĄTANIA SZMACIARZU!

***

    Z samego rana kuchnia lśniła piękną czystością. Gdy wróciła Ivy nie dało się zobaczyć śladu wydarzeń z wczorajszej nocy.  Pić nie umierać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz