wtorek, 23 lutego 2016

Dzień Waldemara – Wojna. Część I

Waldemar Chrabąszcz wstał z łóżka z ogromnym przekonaniem, że to jego szczęśliwy dzień. Dziś jest posiedzenie rady, na którym staruszek wprowadzi swój plan w życie. Pośpiesznie przeprowadził wszystkie niezbędne czynności higieniczne i zapakował się do auta. Zebranie punkt ósma, nic nie zaszkodzi zjawić się o siódmej trzydzieści. Posiedzenia rady odbywały się zawsze w specjalnie do tego przeznaczonym budynku w centrum mia... w centrum wsi. Budynek składał się wyłącznie z jednego dużego pomieszczenia, w którym stał wielki stół oraz pięć krzeseł, po jednym dla każdej z rodzin. Waldemar usiadł na swoim i położył na stole przed sobą teczkę. Zaczął wyciągać z niej papiery i rozkładać je na blacie. W końcu pojawili się pozostali. Cwany, przypominający szczura Zerwiłeb, alkoholik z pokolenia na pokolenie - Waśniak, dziadyga Kulicki, który ma swój cholerny decydujący głos i przywództwo nad obradami. Zachowuje się jak pieprzony król. I ten popierdzielony Szczypczyk, skurwysyn, który robi wszystkim na przekór. Zresztą to u nich rodzinne.
– Dzień dobry koledzy. – Powiedział Kulicki.
Wszyscy pozostali również mruknęli niewyraźne "dzieńdobry", często w takim tonie, w jakim mówi się "nienawidzę".
– A więc rozpoczynamy obrady. Pierwszy temat to... – Kulicki zajrzał do swojego notatnika. – ...odbudowa kościoła.
– Sprzeciw. – Jednocześnie powiedzieli Waśniak, Szczypczyk i Zerwiłeb.
– Za. – W tym samym czasie powiedział Chrabąszcz, odróżniając się od pozostałych.
– A więc koledzy, jest rozbieżność, czyli musimy przedstawić argumenty.
– Ech... – Westchnął Waśniak.
– Kurwa... – Wymamrotał Szczypczyk.
Zerwiłeb milczał. Chrabąszcz wstał z krzesła. Był przygotowany. Zaplanował. Nauczył się na pamięć. Zaczął:
– A więc wiara chrześcijańska jest fundamentem polskości. Nasz kraj jest katolicki i wiara jest czymś co...
– Zamknij się pisiorze! – Zawołał Szczypczyk.
– Szmata czarnych. – Poparł go Waśniak.
– Spokój! Co to za zachowanie? Lucyfer, Joachim chcecie coś powiedzieć inteligentnego? Kontrargument jakiś?
Szczypczyk zaczął wstając:
– Jesteśmy cholernym krajem wol-no-wyz-na-nio-wym. – Powoli rzucał każdą sylabą. – Nie mamy obowiązku podporządkowywania się żadnej religii. Chcecie kościół? A czemu nie synagogę albo cerkiew? Albo meczet? Musimy być neutralni. Albo dajemy równe prawa każdej durnowatej religii, albo żadnej. Jeśli chcecie każdej, to powiedzcie mi, skąd chcecie wziąć fundusze na tyle budowli? Lepszym rozwiązaniem jest mieć na to wyjebane i nie budować niczego.
Szczypczyk usiadł, a wstał z kolei Waśniak. Czknął, po czym rozpoczął:
– Polska u początku swych dziejów była krajem słowiańskim, nie chrześcijańskim, a tym bardziej katolickim. Kościół poparł rozbiory Polski oraz Krzyżaków. Przyniósł więcej szkód niż pożytku. Dlatego nie rozumiem czemu my mamy finansować coś takiego. Niech se sfinansuje kuria. Ktoś chce się modlić? Niech się modli w domu.
Waśniak opadł na krzesło. Podniósł się Zerwiłeb.
– Przede wszystkim nie rozumiem czemu mieszacie religię z polityką. Nie ma środków na kościół to raz. Jak ktoś chce chodzić do kościoła to może pojechać do parafii w Nigdzie albo do samej Warszawy jak mu się chce. A wy zamiast podejść inteligentnie, przerzucacie się obelgami.
Zerwiłeb skulił się na krześle natychmiast po swojej wypowiedzi. Ten szczur zawsze wolał kryć się w cieniu.
– Cóż koledzy, zatem sprawa przegłosowana. Nie budujemy kościoła. Teraz dru...
Chrabąszcz wiedział, że to jego chwila, tak jak planował. Zerwał się z krzesła i zawołał:
– Ja mam wniosek! Chciałbym go przedstawić!
Kulicki zdziwił się, ale odzyskał rezon, odchrząknął i rzekł "proszę".
– Otóż od jakiegoś czasu głowiłem się nad pewną sprawą. Chodzi mi o nasz sposób, że się tak wyrażę, rządzenia wsią. Zbieramy się w piątkę, my najstarsi, a następnie tylko w tym małym gronie obradujemy nad sprawami ważnymi dla całej wsi. Jesteśmy praktycznie odcięci od kraju. Nie ma nas na mapie. W żadnym mieście o nas nie słyszano, chyba, że licząc pracowników Lead Farm albo Zbożaxu. Nie przeprowadza się u nas głosowań, referendów. Jeśli chcemy wziąć w nich udział musimy zapierdzielać do Nigdzie. Nie płacimy podatków do rządu. Tylko te związane z naszymi biznesami. Żyjemy gorzej niż w średniowieczu. Moim pomysłem jest, abyśmy w końcu poszli z duchem czasu. Rozwiązali radę, a wprowadzili urząd wójta lub sołtysa, wybieranego przez mieszkańców.
– I niby kto nim zostanie? Ty, zachłanna świnio? – Wstał Szczypczyk.
– A może ty, niepoczytalny pojebie? – Odparował Chrabąszcz.
– A dlaczego nie ja? – Rzucił Zerwiłeb.
– Cichaj szczurzy bobku! – Zawołał Waśniak.
– Bo co alkoholiku? Bo ty niby lepiej się nadajesz?! – Natychmiast odparował.
Już w następnej sekundzie cała czwórka lżyła się wzajemnie. Każdy każdego.
– Spokój! – Zagrzmiał Kulicki, ale pobladł ze strachu, gdy pozostali zaczęli wyciągać broń palną. Nie wiadomo skąd, Szczypczyk wyjął dubeltówkę. Chrabąszcz pistolet. Waśniak krył pod płaszczem Thompsona, jak w filmach gangsterskich. Zerwiłeb z kieszeni wydobył rewolwer. Na razie nikt nie strzelał, ale dalej wrzeszczano.
– Spokój! – Po raz drugi zagrzmiał Kulicki.
Chrabąszcz wypalił w jego stronę. Trafił go w nogę, nad lewym kolanem. Kulicki upadł.
– Kurwa mać! – Zawył.
Zaczęły się strzały. Niecelne. W budynku było kilkoro drzwi, dlatego każdy wybiegł swoimi. Oczywiście oprócz zwijającego się z bólu Kulickiego. Ale to nie był koniec. Rozpętała się wojna. Wojna o Dwa Jeziora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz