niedziela, 3 stycznia 2016

"Dom. Dom. Do... Co to tu, kurwa robi?" – Suryn – część I

Nastał nowy, piękny dzień. Prawdopodobnie najpiękniejszy ze wszystkich, które w ostatnim czasie minęły. Przynajmniej dla Suryna, który wesoło pogwizdując, spakował swój niewielki bagaż i z uśmiechem samozadowolenia schodził po skrzypiących schodach. Nareszcie! Wróci do domu, do Nowego Jorku i do swojej ukochanej kolekcji Biblii w różnych tłumaczeniach, która, swoją drogą, była dość pokaźna. Wieczorem zafunduje sobie porządną kąpiel w rumiankowym płynie do płukania i zmyje brud tego plugawego miejsca. Brrr! Jak mu w ogóle udało się tu wytrzymać całe dwa tygodnie? Wśród tych a...aaa...ateistów! Cóż za gorszące słowo! I jeszcze te dzieci, małe, bezbronne, a mówiące takie rzeczy, że... Ach! Święty Piotr z pewnością przewraca się w grobie!
– Jakubie! Czas nagli! – zawołał z udawanym przerażeniem. W rzeczywistości przestawił zegarek o dobre 45 minut do przodu, żeby mieć pewność, że wyjadą najwcześniej jak to możliwe. Jednak coś tu nie grało. Rodzinka już dawno powinna pakować walizki do samochodu, a tymczasem... Głucha cisza. Suryn postawił swoją skórzaną torbę na chodniku i wrócił do rezydencji, a tam... Nic! Kompletnie. Na parterze - żywego ducha nie było. Ale kiedy zaczął wchodzić po schodach... Chrrrrrr!
– Oni sobie chyba jaja robią – warknął miś, otwierając drzwi sypialni Jakuba. Widok niestety był taki, jak się obawiał - mężczyzna spał w najlepsze. Miś westchnął przeciągle, skoczył do kuchni po najbardziej szklany talerz ze szklanych i wrócił do sypialni.
– A to za to, że zapakowałeś mnie do worka – mruknął, robiąc zamach. Talerz już prawie leciał w stronę ściany, kiedy usłyszał za sobą niewinny głosik:
– I tak się nie obudzi.
Dawny egzorcysta odwrócił się i zobaczył przed sobą wymazaną błotem Ewkę, z rozwianymi włosami i szerokim uśmiechem na twarzy. W ręce trzymała swój różowy plecaczek.
– Oddycha, więc go nie zabiłaś... – zaczął kalkulować, próbując zrozumieć, o co chodzi. – Nie mógł się też upić, bo go wczoraj pilnowałem... Nie otrułaś go, sprawdzałem co je....
– Ale o wodzie nie pomyślałeś... – podpowiedziała ośmiolatka, zakręcając kosmyk włosów na palcu.
– Coś ty zrobiła?!
– Apteczkę znalazłam. Chciałam porządki zrobić... No weź! Nie patrz tak na mnie!
Załamany miś ledwo powstrzymał cisnącą mu się na usta wiązankę niewybrednych przekleństw i mruknął tylko coś o kolejnej straconej duszy. Wyminął dziewczynkę, by desperacko szukać jakiegoś ratunku w zaistniałej sytuacji.
– Wujek Florek jest u pani Kasi – usłyszał pełen zadowolenia głos. – Więc w sumie zostało ci poczekać aż tatuś się obudzi.
– Chwila, a ty gdzie idziesz?
– No przecież nie na marne go usypiałam! Bawić się idę!
I wybiegła w podskokach. Nie widziała załamanego wyrazu twarzy Suryna, który załamywał ręce nad swoim ciężkim losem i pytał Boga o sprawiedliwość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz