piątek, 8 maja 2015

Dzień Jakuba – Poznaj swoich sąsiadów. Cz.1

To był mój drugi najgorszy dzień w życiu. Pierwszy będzie, gdy córka zapyta się mnie o okres...
 Wstałem rano i wyjrzałem przez okno. O tej porze roku pogoda w NY nigdy nie jest dość dobra. Niebo było pokryte równomiernie szarą masą chmur deszczowych. Wiatr wiał tak mocno, że wydawało się, że deszcz uderza w szyby pod kątem prostym. Wiedziałem, że dzień będzie zły.

***
Ubrany i przygotowany, wyszedłem do pracy, rzuciwszy tylko okiem na Suryna, który gonił Potworkę z kijem do baseballa. Dzień jak co dzień. Wyszedłem przez drzwi wiatrołapu i  wszedłem na ulicę. 
Piiiiiiip! Piiiiiiiiip!
Oślepiło mnie światło.
BU-DUP!
Coś uderzyło mnie, wyleciałem w powietrze i uderzyłem o asfalt. Ból był nie do opisania, straciłem przytomność. Kiedy wstałem, ludzie krzątali się wkoło, sanitariusze, policja i... koroner?
Wtedy poczułem się dziwnie. Patrzył prosto na mnie. Mieszkał na szóstym piętrze. Nazywał się Matthew... Smith chyba.
– Umarłeś przyjacielu. – Oznajmił głuchym, grobowym głosem.
– Co ty pieprzysz? – Zdziwiłem się.
– Spójrz. – I wskazał palcem pod moje stopy.
Spojrzałem, leżały na asfalcie... Ja leżałem? Tak to byłem ja. Leżałem w kałuży,  zakrwawiony. Blady. Martwy?
– Zabiło cię uderzenie samochodu. Połamałeś żebra.
Popatrzyłem na wgnieciony przód szarego Wolkswagena.
– Jestem Ponurym Żniwiarzem, odprowadzę twą duszę. 
– Nie ma jakiegoś sposobu? Mam córkę...
– Jest jeden, jeśli wygrasz ze mną w szachy, daruję ci życie.
– Nie umiem grać w szachy, kurwa!
– To ktoś kogo wyznaczysz. Akceptujesz?
– Tak.
– ZATEM WSTAŃ ŻAŁOSNA ISTOTO, NIECH TWA DUSZA WRÓCI DO CIAŁA, A TWE RANY ZNIKNĄ! MASZ JEDNĄ DOBĘ!
Znów zemdlałem. Ocknąłem się leżąc na asfalcie. Wstałem. Sanitariusze i koroner spojrzeli na mnie wielkimi oczami.
– Co?!  Ale... Pan...
– Przepraszam spieszę się.
Wyminąłem ich, a oni stali zdziwieni. Wszedłem do windy i pojechałem na dwunastę. Do mieszkania.
– Córciu... Słuchasz mnie? – Powiedziałem skruszonym głosikiem.
– Tak tato.
–NieuważałemnadrodzepotrąciłmniesamochóditerazścigamnieżniwiarzpanMatthewijeśliniewygramznimwszachymamprzesranepomożeszmi? – Wydukałem jednym tchem, prawie niezrozumiale.
Niewzruszona córcia jakby wszystko zrozumiała.
– Ja nie umiem, tatku.
– Eech... Gdzie tamci? – Zapytałem zrezygnowany.
Suryn leżał na kanapie, przed telewizorem, z włączonym VHS-em. Oglądał chrześcijański talk-show.
– Umiesz grać w szachy Sur?
Miś spojrzał na mnie z dwuznaczną miną.
– Szczerze... pomimo trzystu lat nigdy nie miałem szczególnej ochoty się nauczyć. –
Wydukał, a po chwili dodał: – Panie przebacz mi grzechy lenistwa!
Zacząłem dygotać nerwowo i pocić się.
– Gdzie Potworka?
– Przetrąciłem jej kijem kolano. – Miś uśmiechnął się złowieszczo. – Zasłużyła sobie, bestia.
– Kurwa mać! – Ryknąłem. – Czy choć jeden dzień nie możecie być spokojni?!
– Tato... - Zaczęła nieśmiale Ewa. – Wujek Hassan umie grać w szachy, czy nie pomyślałeś...
Przerwałem jej wypowiedź własną.
– Oczywiście, że pomyślałem! Wyjechał do Chicago, wysadzić jakiś zasrany hotel...
Wtedy z pokoju Ewci, usłyszeliśmy huk, a zaraz potem...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz