niedziela, 24 maja 2015

Dzień Simona – Zły dzień dla jehowy.

Jak widać na poniższym przykładzie, potępienia można dostąpić także za życia.
Czas akcji: Ten sam dzień, co w opowiadaniu "Poznaj swoich sąsiadów."

    Ranek. Szósta trzydzieści. Za oknem szaro i smętnie. Ulewa. Z wielkim trudem, ale jednak sięgam ręką do budzika stojącego na szafce nocnej przy łóżku. Próbuję wymacać budzik nie otwierając oczu. Jeszcze trochę... Tylko troszeczkę... Krótka chwila dotyku zimnego metalu, po czym próżnia.
ŁUP! KRANG!
Teraz już otworzyłem oczy i spojrzałem na starą, szarozieloną wykładzinę obok łóżka. Stos śrubek, przekładni i zębatek, które wypadły z obudowy. Część pewnie rozsypała się po mieszkaniu.
No nic. Tyle ile mogłem zebrałem w dłonie i wyrzuciłem przez nie domykające się okno na podwórze. Resztę... No cóż, trzeba będzie poodkurzać. Raz na miesiąc chyba można, nie?
    Czas na śniadanie. Nie muszę otwierać żadnych drzwi, ani iść przez żaden korytarz. Piękno kawalerki. Jedyne odgrodzone ścianami pomieszczenia to łazienka i komórka, znajdująca się w środku mieszkania. Wszystko w pięknej szarozielonej barwie. Ściany, dywan, nawet sufit. Kuchnie odgradza tylko murek na wysokości około metra. Idę po płatki. Nasypuję cała miskę i zalewam mlekiem. Stój. Wróć. Skończyło się mleko. Niestety, ale co tam... Siadam na taborecie ustawionym przy murku kuchennym. Miska stoi na murku, a ja jem pyszne, suche płatki owsiane. Wstaję. Kieruje się w stronę łazienki, ale wracam. W łazience i tak nie mam parasola...
Upadam. Potykam się o drewniany taboret, na którym przed chwilą siedziałem. Gleba. Stłuczone kolano. Złamana noga. Nie moja oczywiście, chodzi o taboret. Kładę obie części na murku.
Skleję potem. Czas do pracy, ale... Nie mam parasola. Człowiek nie potrzebuje parasola, jeśli ma przychylność Boga. Chociaż... Może to kara za tamtą sobotę w ''Yellow Dandle'' z tamtą kelnerką...
Nie! Odpędzić od siebie bluźniercze myśli. Ich wspominanie gorszym grzechem niż same czyny...
    Szybki bieg w deszczu. Ulewie znaczy... Kwadrans i jestem na ulubionym osiedlu. Jakiś policjant mnie zatrzymuje. Pyta, czy byłem świadkiem wypadku. Nie byłem. Dzwonię na domofon pani Prince, sześdziesięciolatki, która zawsze ze mną rozmawia.
– Dzień dobry pani Prince! Tutaj Simon, otworzy mi pani?
– Simon? Otworzę, otworzę... EKHE! EKHE! Nie przychodź dziś do mnie Simon, mam koklusz skarbie.
Dźwięk domofonu. Otwieram drzwi, odkładam domofon, z którego nadchodzi kolejny napad kaszlu.
Najlepsza klientka... Nie, klientka to złe słowo... Petentka? Też nie... W każdym razie osoba, z którą zawsze mogę porozmawiać o mojej pracy...
    No nic, wjeżdżam windą na dwunaste piętro. Mieszkanie  97. Czasem da się z nim pogadać, czasem z jego córką. Tylko ich nazwisko jest straszne. Ssss...cy...psc... Nie, pcyk. O, właśnie!
Scypcyk. Choć oni wymawiają to inaczej. I z dziesięć razy szybciej. Pukam, drzwi się otwierają i, o zgrozo! W drzwiach stoi pluszowy miś z kijem do baseballa.
- Słucham? - Zapytał męskim głosem miś.
– Ja... ja... czy... - Nie byłem w stanie nic wydukać.
– Wariat. - Rzucił miś i zamknął mi drzwi przed nosem.
    Przez 3 godziny odwiedziłem jeszcze kilka pięter. Tylko z jedną osobą się zagadałem. Na dwie i pół godziny. Byłem na siódmym piętrze, gdy usłyszałem windę. Coś kazało mi tam spojrzeć. Horror.
Przy szybie stała dziewczynka. Z twarzą.... Hy... Twarzą... Mordą potwora, niczym pierwowzór maski z tego filmu "Krzyk''. Tak to była muza Edvarda Muncha, gdy malował swe największe dzieło.
Cofnąłem się o jeden krok... Potem jeszcze jeden i... Próżnia. Zawsze lubiłem to słowo. Dźwięczne, poetyckie, wspaniałe. Tym razem jednak to był dla mnie omen. Sygnał, że zaraz upadnę. Upadłem. Ból w całym ciele. Stałem na nogach, a pod spodem leżało moje ciało. Umarłem. Zobaczyłem, że otwiera się jedno z mieszkań.
– Dziś klientów nie przyjmuje! Umrzyj jutro! - Krzyczał.
Niezwykły ciąg powietrza i znów byłem w swoim ciele. Bóg dał mi drugą szansę. Będę nawracał jeszcze gorliwiej! No, może z pominięciem mieszkania na szóstym piętrze. Wiecie, nawet przestało padać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz