wtorek, 19 maja 2015

Dzień Jakuba – Poznaj swoich sąsiadów. Cz.2

– Choć tu pierdolona kupo pluszu! Będziesz się zszywał! - Ryknął dziecięcy głosik.
,,Wróciła Miss Szafy 2014.'' – Pomyślałem.
Mała, blond dziewczynka zjawiła się w pokoju, z zabandażowanym czymś kolanem. Do tego obrazka nie pasowała tylko nienaturalnie rozwarta paszcza i może długie szpony.
– Rozszaaarpię! – Krzyknęła i niczym żaba skoczyła w stronę kanapy.
Suryn już czekał. Wstał i uderzył kijem nadlatującego demona, niczym w  prawdziwym bejsbolu.
Jej głowa wykręciła się, a ona sama upadła na dywan.
Przekręciła sobie głowę, jak w jakimś gównianym horrorze i powiedziała, zapluwając się:
– Zdechniesz, szmato!
– STOP !!! – Wrzasnąłem, ostro już wkurwiony.
– A tobie co? Zły dzionek? – Powiedziała i znów zaczęła wyglądać jak niewinna dzieczynka.
– Wytłumaczcie jej, ja idę zadzwonić – Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że od czterech godzin powinienem być w pracy.
– Halo? Ann? – Powiedziałem do słuchawki.
– Mr.Scpcsyy... – Zaczęła.
– Daruj sobie. – Uciąłem. – Wypisz mi na dzisiaj wolne, a wy zajmijcie się kontraktem Blazemana.
– Rzuciłem, odłożywszy słuchawkę.
Wszedłem z powrotem do pokoju.
– I zrozumiałaś? – Spytałem Potworkę.
– No, dziwię się tylko, dlaczego nie przyszedłeś do mnie. – Zadrwiła.
Poczułem uniesienie, zalewającą mnie radość.
– Umiesz grać?
– No oczywiście. Coś trzeba było robić, przez te miliony lat w szafie, a ludzie wsadzali tam różne rzeczy...
– Ocalony! – Podskoczyłem z radości.
– Tak oto Bóg chroni swe dzieci wierne... – Zaczął Suryn.
Złapałem Ewę, zatkałem jej uszy i powiedziałem:
– Zgwałciłem i zamordowałem matkę Ewy, a nie spowiadam się od piętnastu, kurwa, lat. Jeszcze coś?
Uznałem, że mogę stracić u Suryna, na rzecz wybawicielki mojej. Odetkałem Ewce uszy.
– Idziemy? – Powiedziałem radośnie, jak gdyby nigdy nic. Próbowałem olać skwaszoną twarz misia.
Doszedłem do wniosku, że wychodząc na klatkę nie powinniśmy ryzykować.
– Ewuniu, weź misia na ręce.
– Co? Protestuje, ja... – Zaczął Suryn.
– Milcz. Udajemy normalnych, a chodzący miś nie jest... – Stłumiłem w sobie słowo ,,kurwa''–
–...Normalny. – Dokończyłem.
Zjechaliśmy windą na szóste piętro, gdzie zapukaliśmy do drzwi numer 47. Drzwi otworzyły się same.
– Cholera. – Powiedziałem.
Weszliśmy. To nie wyglądało jak jebane mieszkanie. Mgła, szara trawa, brak ścian i kurwa, ciemność.
Na środku pagórka (?) stała kamienna szachownica, z dwoma kamiennymi siedziskami.
Za szachownicą, przy czarnych pionkach stał żniwiarz. Czarna, powłóczysta szata wlokąca się po podłodze, kaptur, kosa z błyszczącym ostrzem i szkielet pod szmatami.
– WITAJCIE ŻAŁOSNE ISTOTY, KTÓRA Z WAS ZMIERZY SIĘ ZE MNĄ?
– Ona! – Wskazałem na Potworkę.
– USIĄDŹ ZATEM, EMISARIUSZKO!
Wtedy, tak to dziwne, ale...
Szkielet spojrzał na Potworkę i...
– NIEEEEEEE!!! – Ryknął.
– To ty, to ty...Igzheligempewatenqua... – Jęczał.
– Miło jest być rozpoznawaną. – Powiedziała perfidnie potworka.
– Kojarzysz go? – Spytałem.
– Nie.
– Ona... Mój mistrz mnie przed nią przestrzegał...
Zaraz dodał : – Nazywał się Balzael.
– Balzio? Znałeś Balzia? No cóż, już się nie dziwie, że spierdalasz...
W jednej chwili świat zawirował, mgła rozpłynęła się. Staliśmy w mieszkaniu, w salonie. Szachy stały na szklanym stoliczku do kawy.
– Masz darowane, do końca darowane, twoja córka też... Zabierzcie ją stąd!
Dałem Ewci znak ręką. Wyszła z potworką oraz z misiem z mieszkania.
– A ty? Czemu nie idziesz? – Spytał roztrzęsiony.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Już przed chwilą dostrzegłem...
Butelka wódki i kieliszki.
– Może się napijemy? – Spytałem, wskazując palcem kuchenny stolik z butelką.
On też się uśmiechnął.
***
PODSUMOWANIE
Od tego czasu ja i Mat żyjemy w zgodzie. Ja i Ewcia mamy zapewnione, że nie zginiemy do czasu właściwego (Choć Mat nie mówi nam kiedy to będzie). Potworka wspomina dawne czasy, choć nie wiemy skąd zna Balzaela. Suryn ma na mnie focha wszechczasów. A ja,  już wierzę w jebaną fantasy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz